Polacy wcale nie chcą tam jechać do pracy
Ponad miesiąc po otwarciu austriackiego rynku pracy dla obywateli z nowych krajów UE nie nastąpił przewidywany w mediach szturm imigrantów na ten kraj. Nie wzrosło bezrobocie a minister ds. socjalnych zapewnił, że w Austrii nie przybyło gwałtownie imigrantów.
Zostań fanem Polonii na Facebooku
Austria starała się odłożyć otwarcie swojego rynku na pracowników z nowych krajów UE na możliwie najodleglejszy termin. Wykorzystała okres przejściowy wspólnie z Niemcami do maksimum, a w celu ochrony socjalnej Austriaków uchwalona została nawet specjalna ustawa, określająca wysokość wynagrodzeń zagranicznych pracowników na takim samym poziomie jak rodzimych.
Okazało się jednak, że liczba osób bezrobotnych spadła w maju o 2,5% w stosunku do analogicznego okresu z ubiegłego roku. Według ministra Spraw Socjalnych Rudolfa Hundstorfera (SPÖ) jest to "oczywisty dowód na to, że napływ siły roboczej ze wschodnich krajów nie nastąpił".
Imigranci nie przyjechali
Opinie tą podziela też znaczna część Austriaków. Jednym z nich jest 42-letni Reinhold, właściciel niewielkiej kawiarni w Wiedniu. - Według mojej wiedzy zbyt wielu imigrantów ze wschodu wciągu ostatniego miesiąca do Wiednia nie przybyło, raczej chodzi tu o zalegalizowanie pobytu ludzi, którzy pracowali do tej pory na czarno. Potwierdzają to wschodnioeuropejscy pracownicy, z którymi mam kontakt. Osobiście nic nie mam przeciwko przemyślanemu otwarciu rynku pracy, zresztą w niektórych sektorach mamy rzeczywiście deficyt pracowników. Przed 100 laty Wiedeń był piątym, co do wielkości miastem na świecie, żyło tu 300 tys. Czechów, którzy potrafili się kulturowo dopasować do rdzennych mieszkańców miasta - uważa Reinhold.
Opinie negatywne, głównie anonimowe, natomiast można bez problemu znaleźć na portalach społecznościach, prawie wszystkie mają identyczny wydźwięk: "Martwi mnie odpływ kapitału, to, co imigranci tutaj zarobią zostanie wydane w dużej mierze za granicą. Nie mam też zaufania do polityków i tzw. ekspertów, którzy zamiast rzetelnie informować tylko uspokajają społeczeństwo, że nic się właściwie nie dzieje. Natomiast dla austriackich przedsiębiorców otwarcie rynku pracy będzie korzystne, dzięki temu będą mieli rezerwuar taniej siły roboczej".
Austriacka Polonia o otwarciu rynku
Aleksander Wałega, redaktor portalu www.ipolen.at, twierdzi, że specjalnie nie odczuł otwarcia rynku pracy. - Pamiętam, że w ostatnich miesiącach partie prawicowe w Austrii (FPÖ, BZÖ) ostrzegały przed "falą imigrantów", okazało się, że nie dużo się zmieniło - uważa Wałega.
- W ogóle sytuacja na rynku pracy się uspokaja - w Austrii bezrobocie spadło do poziomu sprzed kryzysu. Aktualnie wolnych jest ok 40.000 miejsc pracy. Wydaje mi się, że Austria nie jest za bardzo atrakcyjna dla emigrantów z Polski. Przywileje socjalne dostępne dla Polaków mieszkających np. w Wielkiej Brytanii są bardziej rozbudowane, co na pewno jest istotnym czynnikiem przyciągającym emigrantów - dodaje.
Coraz więcej Austriaków ma świadomość, że wielu pracowników z Polski to osoby ze świetnymi kwalifikacjami, czasami też role się odwracają i to nasi rodacy tworzą nowe miejsca pracy.
Doskonałą ilustracją tej tezy jest działalność firmy Ditech, założonej w 1999 roku przez Aleksandrę i Damiana Izdebskich. W ubiegłym roku firma osiągnęła prawie 100 milionów euro obrotu, zatrudniając jednocześnie ponad 270 osób. Na jubileusz 10-lecia istnienia firmy zaproszonych zostało 400 gości, m.in. ówczesny austriacki minister gospodarki, dr Johannes Hahn.
Głośnym echem odbił się też występ telewizyjny Aleksandry Izdebskiej razem z Heinzem-Christianem Strache w cyklu "Sommergespräche 2010" w telewizji ORF. Polska bizneswoman stoczyła batalię na argumenty z austriackim politykiem, sceptycznie nastawionym do stwarzania obcokrajowcom możliwości zatrudnienia w jego kraju. Rozmowa odbyła się w ubiegłym roku w Innsbrucku w jednej z filii firmy DiTech.
Dla polonia.wp.pl
Jarosław Kozakowski