Polacy szturmują apteki i szpitale
Minister zdrowia Ewa Kopacz uspokaja, że Polsce nie grozi epidemia wirusa A/H1N1. Ludzie jej jednak nie wierzą i zachowują się, jakby znaleźli się w samym epicentrum epidemii. Gigantyczne kolejki w polskich przychodniach, szpitalach i aptekach zdają się to potwierdzać - czytamy w dzienniku "Polska".
05.11.2009 | aktual.: 05.11.2009 10:55
W wielu aptekach w kraju brakuje już maseczek ochronnych – ich sprzedaż jest nawet sto razy wyższa niż przed rokiem o tej samej porze. Na pniu sprzedają się też środki wzmacniające odporność organizmu. – Sprzedaż np. witaminy C wzrosła o 270% – przyznaje Anna Brzozowska, kierownik ds. promocji i reklamy sieci aptek Super-Pharm. – W największych miastach klienci często pytają o niedostępną w Polsce szczepionkę na świńską grypę – dodaje Rafał Szanderski, rzecznik sieci Apteki Medyczne.
Niepokój społeczeństwa przekłada się też na zwiększoną liczbę wizyt także w szpitalach i przychodniach. Choć na wizytę w prywatnej klinice cały czas można umówić się od ręki, to już w państwowych placówkach medycznych sytuacja wygląda o wiele gorzej. – Wizyt jest zdecydowanie więcej niż roku temu. Nie prowadzimy już nawet zapisów.
Mimo że liczba chorych rośnie. Wczoraj popołudniu Wojewódzki Inspektorat Sanitarny poinformował o trzech potwierdzonych zakażeniach wirusem A/H1N1 w Warszawie. Dwa dni temu zamknięto zespół szkół w Gdańsku. – Nie ma powodu do paniki. Panujemy nad sytuacją – uspokajają mimo to Wiesław Rybicki i Anna Obuchowska, rzecznicy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno--Epidemiologicznej z oddziałów warszawskiego i gdańskiego.