Podwójne życie prezydenta

George W. Bush zawiódł, Oliver Stone wręcz przeciwnie – dowodzi jego najnowszy film „W.”

12.03.2009 | aktual.: 12.03.2009 07:40

Ponieważ „W.” to kolejny wchodzący na polskie ekrany w nowym roku (po „Obywatelu Milku” i „Froście/Nixonie”) film o amerykańskim polityku, nie sposób oglądać go w zupełnym oderwaniu od poprzednich. Gus Van Sant, by pokazać wielkość gejowskiego działacza Harveya Milka, posłużył się wielbiącym go tłumem, Ron Howard, by obnażyć małość Nixona, kazał mu dać się znokautować wyjątkowo mizernemu przeciwnikowi – telewizyjnemu showmanowi.

Oliver Stone się nie rozprasza. Cała jego uwaga skupia się na jednym tylko zawodniku, niewątpliwie jednym z największych graczy światowej polityki początku XXI wieku. Pełną sprzeczności postać buduje za pomocą mocnych kontrastów. W scenie otwarcia widzimy prezydenta Busha (rewelacyjny Josh Brolin)
, który zebranie swojego sztabu kończy wspólną modlitwą, by zaraz potem przenieść się w czasie do college’u, gdzie młody Bushie zapija się do nieprzytomności. W jednym ujęciu Stone ustawia kamerę tak, by żyrandol nad głową prezydenta przypominał aureolę świętości, w następnym kamera przenosi nas na pełne trupów ulice bombardowanego Bagdadu.

Schizofreniczną naturę 43. prezydenta Ameryki (konserwatywne poglądy versus hulaszczy tryb życia) tłumaczy wpływem prezydenta 41., czyli jego ojca Busha seniora, któremu Bush junior całe życie chciał zaimponować, pchając się do zadań, którym nie mógł sprostać z braku wiedzy, siły, inteligencji i klasy.

Jak to w filmach Stone’a („JFK”, „Nixon”), prawda historyczna miesza się z ideologią. Reżyser nie kryje negatywnego stosunku do Busha – niewłaściwego człowieka na niewłaściwym stanowisku. Pokazuje jego inercję (decyzje podejmuje za niego wiceprezydent Dick Cheney), prostactwo (upodobanie do kowbojskich popijaw), pychę (zapytany przez dziennikarza o pomyłkę z czasu kampanii irackiej nie potrafi wymienić ani jednej!) i religijny fanatyzm („Bóg chce, żebym był prezydentem”). Bush w filmie Stone’a dokładnie wie, że posyła żołnierzy do Iraku nie po to, żeby walczyli z osią zła, lecz przejęli kontrolę nad złożami ropy. Co ciekawe, brutalną prawdę o swoim mężu stanu Amerykanie mogli poznać, gdy ten był jeszcze u władzy, bo film miał premierę w USA w październiku 2008 roku. Nie da się ukryć, że Stone zafundował mu wyjątkowo chłodne pożegnanie.

Karolina Pasternak

„W.”, reż. Oliver Stone, USA 2008, Epelpol, 129’, premiera 13 marca

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)