Podpisał - nie podpisał
W 1997 r. Marian S., leżąc w szpitalu, w którym nigdy nie leżał, podpisał akt notarialny darowizny działek, o którego podpisaniu - jak utrzymuje jego rodzina - nigdy się nie dowiedział. Grafolodzy do dzisiaj spierają się, czy podpis mężczyzny został sfałszowany czy nie.
27.10.2004 | aktual.: 27.10.2004 09:00
Marian S. 1 sierpnia 1997 r. miał przekazać całą swoją ziemię (88 arów) państwu M. Spadkobiercy S. dowiedzieli się o tym dopiero po jego śmierci, w kwietniu 1998 r. Brat zmarłego, Stanisław, powiadomił prokuraturę o sfałszowaniu aktu notarialnego. Rok później umorzono śledztwo z braku znamion przestępstwa. Sprawa cywilna trwa. Stanisław S. nie doczekał jej wyjaśnienia - umarł cztery lata po śmierci swojego brata. Starania o unieważnienie darowizny kontynuuje jego córka, Grażyna K. i syn, Piotr S. - To już nie chodzi nawet o majątek, ale o zwykłą sprawiedliwość - żali się K.
Pułapka grafologiczna
Wątpliwości spadkobierców budzi fakt, że Marian S. nie przebywał (dysponujemy pisemnym tego potwierdzeniem) w Szpitalu Klinicznym nr 4, w którym według aktu notarialnego umowa darowizny miała zostać spisana. Badająca sprawę prokuratura dała jednak wiarę notariusz D., która zeznała, że... pomyliła szpitale. - To tak, jakby ktoś omyłkowo podał, że był w Warszawie w czasie, gdy faktycznie był w Poznaniu! - oburza się Piotr S.
O umorzeniu sprawy zadecydował jednak głównie ekspertyza grafologiczna podpisu z aktu notarialnego Wyraźnie - nawet okiem laika - różni się on od innych autografów Mariana S. Powołany w tej sprawie biegły stwierdził jednak, że podpis nie został sfałszowany, a odmienność wynika ze stanu zdrowia S. (był wtedy chory). - Nie pomogły opinie innych grafologów, że doszło do fałszerstwa. Wydały je osoby z niższymi stopniami naukowymi, zatem uznano je za mniej ważne - twierdzi K.
Dowody bez znaczenia
Tymczasem inne instytucje potwierdziły podejrzenia rodziny. W 2003 r. pani M. została skazana na 16 miesięcy więzienia (w zawieszeniu) za kradzież ponad 131 tys. zł z konta Mariana S. Pieniądze wypłaciła z banku nazajutrz po jego śmierci. W innej prowadzonej przeciw niej sprawie kobieta przyznała się do sfałszowania podpisu S. - chodzi o dokument skarbowy, w którym była wykazana darowizna. - Gdyby wujek ją odebrał z Urzędu Skarbowego, dowiedziałby się, że już nie jest właścicielem swoje ziemi. Chodziło o ukrycie przed nim tego faktu - Piotr S. nie ma wątpliwości, że takie były motywy podrobienia podpisu w US. - Sprawę umorzono, gdyż w tym przypadku fałszerstwo nie spowodowało strat finansowych.
W marcu br. pani K. wystąpiła do prokuratury o podjęcie sprawy na nowo wskazując na nowe, ważne okoliczności. Jedną z nich jest umowa notarialna z 1993 r., na mocy której Marian S. stał się właścicielem ziemi przy ul. Rubież w Poznaniu. Zobowiązał się w niej, że nie odda ani nie sprzeda nieruchomości przed upływem 5 lat, czyli do listopada 1998 r. - Wujek nie miał zatem fizycznej możliwości przekazania nikomu tej ziemi. Umarł przecież zanim zobowiązanie straciło moc prawną - wyjaśnia K.
Niezły „Meksyk”
- Niezły Meksyk! - ocenia zorientowany w sprawie policjant. - Jeszcze o czymś podobnym nie słyszałem. To jak ta słynna afera testamentowa z kamienicami, tyle że w mikroskali i bez udziału sędziów. Żaden z trzech prawników (w tym jeden notariusz), których zapoznaliśmy ze dokumentami sprawy nie miał wątpliwości, że doszło w niej, jeśli nie do przestępstwa, to przynajmniej do rażących błędów proceduralnych, które dają podstawy do podważenia aktu notarialnego.
Prywatne opinie policjantów i prawników nie mają jednak większego znaczenia. Końca cywilnej sprawy o unieważnienie darowizny nie widać. W tym tygodniu pani K. dowiedziała się, że oczekiwanego przez nich wznowienia śledztwa nie będzie. - Wniosek uznany został niezasadny i w związku z tym pozostawiony bez nadania mu dalszego biegu - uznał po siedmiu miesiącach (!) od wpływu wniosku prokurator Tomasz Latour.
Chcieliśmy poznać stanowisko pani D., która przygotowała kwestionowaną umowę darowizny ziemi Mariana S. Niestety, jak poinformowano nas w jej kancelarii, notariusz przebywa do połowy listopada w... Meksyku.
Krzysztof M. Kaźmierczak