Podglądają nas przy obiedzie!
W jednej z restauracji przy ul. Piotrkowskiej na klientów, którzy przychodzą tu na obiad albo biznesowy lunch, czeka niespodzianka. Każdy ruch jedzącego śledzi... kilka kamer.
15.07.2004 | aktual.: 15.07.2004 08:38
Podglądanie nie kończy się na sali, gdzie przebywają goście. Kamera pracuje także przy kasie, gdzie wielu klientów przed jej obiektywem wbija numer PIN płacąc kartą kredytową. Przy wejściu jest informacja, że budynek restauracji znajduje się pod ochroną, ale nie ma żadnej, że klienci są przez cały czas obserwowani...
- To naruszenie konstytucyjnego prawa do prywatności - uważa Rafał Pelc z biura Rzecznika Praw Obywatelskich w Warszawie. - Moim zdaniem przy wejściu do lokalu powinna znajdować się informacja, że klienci są podglądani przez kamery. Kto nie chce być obserwowany, wybierze inny lokal.
Kelnerka tłumaczyła zaniepokojonym gościom, że kamery są dla bezpieczeństwa właścicieli oraz klientów i zapewniała, że na pewno nie ma ich w toalecie.
- Nie znam przepisu, który zabrania umieszczania kamer w miejscach publicznych, a restauracja takim właśnie miejscem jest - mówi Joanna Kącka z Komendy Miejskiej Policji. - Kamery są na ulicach, stacjach benzynowych i sklepach, ale nie mogą monitorować takich miejsc jak toaleta, przebieralnia czy gabinet lekarski. Problem powstałby, gdyby nagrania z kamer, na których zarejestrowano np. nieprzyzwoite zachowanie kogoś ze świecznika albo czyjeś potajemne schadzki pozamałżeńskie, stały się przedmiotem szantażu lub handlu. Wtedy mamy do czynienia z naruszeniem artykułu 267 kodeksu karnego, który mówi o ochronie informacji.
Na zarzut, że na drzwiach lokalu powinna być informacja dla klientów o tym, że są podglądani, szefowa restauracji odpowiada: - Mąż nie znalazł przepisu, który to nakazuje, ale zastanowimy się nad tym - mówi Dominika Mastalerz. - Chociaż nie jestem do końca przekonana, bo przecież kamery są dobrze widoczne... (aga)