Plaga złodziei w urzędach
Od biurowych spinaczy po komputery - petenci
wynoszą z urzędów wszystko, co wpadnie im w ręce. Wyposażenie
ginie także z innych budynków publicznych, szpitali i szkół -
donosi "Życie Warszawy".
26.02.2005 07:00
Nie ma w Warszawie urzędu, w którym nie zdarzałyby się drobne kradzieże. Giną wieszaki, klamki, sztuczne kwiaty, kosze na śmieci. Prawdziwą plagą są kradzieże w łazienkach. W żoliborskim urzędzie ktoś ukradł deski klozetowe. To musiał zrobić jakiś desperat skrajnie niezadowolony z naszej pracy - powiedział "Życiu Warszawy" pracownik urzędu.
We Włochach rabusie zabrali krany, baterie i zawory grzejnikowe. Na Targówku kolejne lustro pracownicy administracji przykleili do ściany. Na Bemowie ginął papier toaletowy i klamki. Na szczęście mamy to już za sobą - mówi Rafał Lasota z urzędu dzielnicy Bemowo. Zainstalowaliśmy monitoring i kamera rejestruje wszystkich wchodzących do łazienki. Kradzieże ustały - dodał.
Personel medyczny nazywa szpitalnych złodziei hienami. Do kradzieży najczęściej dochodzi podczas drugiej zmiany, gdy lekarzy czy pielęgniarek w szpitalu jest mniej - informuje gazeta. Do kradzieży dochodzi również w szkołach. W Akademii Medycznej złodzieje udający studentów wynosili mikroskopy, faksy i aparaty telefoniczne. Zabierali też węże strażackie. Tylko we wrześniu 2004 roku ukradziono ich aż 10. Na Politechnice Warszawskiej złodzieje ukradli 16 nowych komputerów z Wydziału Transportu.
Urzędnicy, dyrektorzy szpitali i władze uczelni są zgodni - tylko profesjonalna ochrona może uchronić placówki przed kradzieżami - pisze "Życie Warszawy".