Płacą za komórkę 10 pensji
Koszmarnie drogo, ale przynajmniej można. Kubański reżim zezwolił mieszkańcom wyspy na korzystanie z komórek. Od poniedziałku Kubańczycy szturmują salony jedynej sieci. Po telefony ustawiają się długie kolejki, choć za aparat i umowę trzeba zapłacić... dziesięć średnich pensji!
16.04.2008 | aktual.: 16.04.2008 07:58
Telefony komórkowe były dotąd przywilejem funkcjonariuszy państwowych i cudzoziemców. Teraz trafią pod strzechy. Ale raczej tylko te bogatsze.
Najtańszy aparat kosztuje - w przeliczeniu - 140 złotych. Najdroższy z sześciu modeli - 600 zł. Do tego trzeba zapłacić 260 złotych za umowę. Dla Polaków - przyzwyczajonych do aparatów za złotówkę - byłoby drogo, a co dopiero dla Kubańczyków, którzy miesięcznie zarabiają średnio... 40 złotych!
Koszty połączeń też są horrendalne. Za minutę rozmowy z krewnymi w Miami trzeba zapłacić około sześciu złotych.
Jak to się więc dzieje, że znajdują się chętni, i to wcale niemało? Część Kubańczyków otrzymuje transfery dewiz od rodzin z zagranicy; nieliczni są zatrudnieni w firmach zagranicznych i dysponują tzw. dewizowymi peso.
Dysydenci podkreślają, że mimo paru pozytywnych decyzji Raula Castro Kubańczycy nadal są zakładnikami władz.