PiS dostaje zadyszki?
Jesteśmy w pewnym zawieszeniu. W krótkim
czasie PiS stracił czterech wiceprezesów. Potrzebujemy kilku
miesięcy, żeby znów być sprawną maszyną. Ale problemu z kadrami
nie ma - powiedział "Gazecie Wyborczej" wiceprezes partii Adam
Lipiński.
Zdaniem dziennika wystarczy jednak przejrzeć doniesienia mediów z ostatnich miesięcy, by zobaczyć, że PiS nie jest tak sprawną opozycją jak w 2005 r., kiedy punktował rząd SLD, a później wygrał wybory. Teraz w rywalizacji z PO co chwila się podkłada: sprzeciwia się planom komercjalizacji szpitali - a okazuje się, że samorządowcy PiS robią to już od lat; krytykuje edukowanie sześciolatków - miał to w programie wyborczym; bojkotuje Sejm w "obronie demokracji" - a posłowie PiS piszą lipne zwolnienia, żeby usprawiedliwić nieobecność i dostać 300 zł; krytykuje Ludwika Dorna za obniżanie alimentów - okazuje się, że szef klubu PiS Przemysław Gosiewski ma podobny kłopot.
Kiedyś można było powiedzieć, że strzelamy sobie w stopy. Ale dziś stóp już nie ma, chodzimy na coraz krótszych kikutach, gorzko żartuje w rozmowie z "Wyborczą" jeden z ważnych posłów PiS.
Zaś inny polityk, związany kiedyś z PiS (dziś niezrzeszony), kłopotów partii upatruje w polityce kadrowej prezesa. Według niego Kaczyński działa jak dyktator, który wycina najlepszych oficerów ze swojego otoczenia. Zostawił tylko Adama Lipińskiego, ale i on jest odsunięty na bok.