Pijany poseł hula po Sejmie
Tego jeszcze nie widzieliśmy w Sejmie! Kompletnie pijany poseł, obrażający dziennikarza "Faktu"? W czwartek tak zachowywał się Janusz Lisak (50 l.) z PLD.
Czwartek, kilka minut po 22. Głośny w ciągu dnia Sejm pustoszeje. Większość posłów układa się do snu, kilku kończy kolację w sejmowej restauracji, kilku przechadza się leniwie po holu parlamentarnego hotelu.
Poseł Andrzej Różański z SLD i jego kolega z PSL przystają na chwilę przed telewizorem i komentują program Tomasz Lisa. Nagle za ich plecami pojawia się Lisak. Cześć koledzy! - bełkocze Lisak.
Poseł wrócił właśnie z miasta. Jest tak pijany, że ledwo trzyma się na nogach. Ma mętny wzrok, plącze mu się język, a alkohol czuć od niego z 1,5 metra. Posłowie, na których zawisł Lisak, są wyraźnie zażenowani stanem swojego kolegi. Gdy widzący to nasz reporter sięga po aparat, natychmiast się ulatniają. Lisak zostaje sam, ale nie traci rezonu.
Niech pan nie robi zdjęcia! Ja tu jestem u siebie w domu - mamrocze. Skąd pan wraca w takim stanie - pytamy posła. Zanim zdążył zebrać myśli, dzwoni nasz telefon. A kto do pana dzwoni? - zmienia temat Lisak. Koleżanka - taka odpowiedź wyraźnie pobudza posła.
Jaka koleżanka? Chcę jej imię, nazwisko i adres - wypala niespodziewanie. I potem te słowa powtarza jak mantrę. Coraz natarczywiej domaga się imienia, nazwiska i adresu. Odchodzi, ale na schodach przystaje.
Niech mi pan da adres koleżanki - bełkocze ponownie. Dostaje tylko wizytówkę dziennikarza "Faktu". Ale to dla niego za mało - domaga się, żeby dopisać mu na wizytówce adres. I przechodzi do rękoczynów! Zaczyna popychać reportera "Faktu" i blokuje mu drogę.
Puszczę pana, jak mi pan napisze nazwisko i adres koleżanki - bełkocze poseł. Po kilku minutach puszcza uchwyt. Jest pan palantem! - krzyczy i ucieka do swojego pokoju.
Kompromitację Lisaka obserwuje kilku posłów i Straż Marszałkowska. Nikt nie reaguje. Czy to w Sejmie zachowanie normalne?