PolskaPijany BOR-owik

Pijany BOR-owik

Pijany jak bela funkcjonariusz Biura Ochrony
Rządu nocą plątał się po centrum Warszawy. Zgubił służbowe
dokumenty, wymiotował i sikał pod Dworcem Centralnym - ujawnia
"Super Express".

21.01.2006 | aktual.: 21.01.2006 07:02

Wojciech D. (36 l.), podoficer BOR-u, ma teraz najpotężniejszego kaca w życiu. - Nie będzie wyciszania sprawy! Co prawda Wojciech D. był po służbie, miał czas wolny. Ale jak każdy funkcjonariusz publiczny odpowie za naganne zachowanie. Grozi mu nawet zwolnienie dyscyplinarne - mówi płk Damian Jakubowski, szef BOR-u.

Czwartek, ok. godz. 22, centrum Warszawy. Na ulicy Świętokrzyskiej zatacza się pijany mężczyzna. Spod pachy wypada mu gruby plik kartek. Z rocznego rozliczenia podatkowego wynika, że D. pracuje w BOR.

Kolejny dokument to dokładny plan sali posiedzeń Sejmu. Na nim zaznaczono fotele każdego posła, członków rządu i wszystkich VIP- ów, którzy mogą uczestniczyć w posiedzeniach parlamentu. Funkcjonariusz zgubił też prawie 30-stronicową instrukcję obsługi pistoletów Glock - broni używanej w BOR-ze. Komplet tych dokumentów leży w redakcji "Super Expressu".

BOR-owik odbijając się od latarni i koszy na śmieci przemaszerował kilkaset metrów. Alkohol wyraźnie obudził w nim mężczyznę, bo na ulicy próbował łapać przechodzące młode kobiety. Polowanie nie było udane, więc D. wsiadł do autobusu nr 192.

Próbując opuścić pojazd, wyrżnął się jak długi. Czegoś się przestraszył i zaczął uciekać w ulicę Koszykową. Zataczał się coraz bardziej i często lądował w zaspach. Widać, że czuł się niedobrze, bo próbował wymiotować.

Dotarł na al. Jana Pawła II. Maszerował środkiem jezdni. Przy przejściu podziemnym przy Dworcu Centralnym zachciało mu się sikać. Na końcu zabrała go policja, bo sam nie był w stanie dotrzeć do domu.

- Strasznie nam wstyd za tego człowieka! - mówi por. Dariusz Aleksandrowicz z BOR-u. Tłumaczy, że Wojciech D. od kilku lat był w Biurze. Nie służył w ochronie osobistej VIP-ów, nie zajmował eksponowanego stanowiska. Nie miał przy sobie broni.

Biuro Ochrony Rządu liczy ok. 2,5 tys. osób. Funkcjonariusze ochraniają najważniejszych w państwie VIP-ów, budynki rządowi i ambasady. Aby się tam dostać, trzeba przejść skomplikowaną selekcję. Zaczyna się od psychotestów, przez egzaminy sprawności fizycznej, strzelania, walki wręcz.

System awansu i ocen powoduje, że nie nadający się do służby powinni odpadać z BOR-u. Jednak często bardziej od kwalifikacji liczyły się znajomości. Płk Damian Jakubowski, od kilku miesięcy szef Biura, zapowiada, że nie będzie litości dla borowików, którzy łamią prawo.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)