Trwa ładowanie...
d3h5kvq
27-10-2003 07:40

Pijana pomoc

Bandyci bili ich i kopali po głowach. Uderzali tak, jakby chcieli od razu zabić. Bracia Michał i Radek Półtorak, mimo licznych obrażeń, nie trafili jednak tej nocy na obserwację do szpitala, a do izby wytrzeźwień. Jeden z nich specjalistyczne badania przeszedł dopiero kilkanaście godzin po napadzie.

d3h5kvq
d3h5kvq

- Potraktowano nas nieludzko, tylko dlatego, że byliśmy nietrzeźwi - mówi Michał. - Pracownicy wszystkich instytucji, z którymi zetknęliśmy się tej feralnej nocy potraktowali nas tak, jakbyśmy to my popełnili przestępstwo!

Bracia wracali z piątku na sobotę z jednego z pubów na Przymorzu. Na ulicy Piastowskiej zmasakrowało ich sześciu dresiarzy. Zabrali im komórki i rzeczy osobiste. Według relacji Michała policjanci, którzy po kilku minutach pojawili się na miejscu zdarzenia, nie zamierzali szukać sprawców. Nie obchodziło ich to, że napastnicy byli niedaleko. Opuchniętych i zakrwawionych chłopaków (jeden z nich był wtedy nieprzytomny) zapakowali do radiowozu. Pogotowie ratunkowe nie chciało ich zabrać, bo lekarz z karetki stwierdził, że mogą radiowozem jechać na izbę wytrzeźwień. Tam mimo obrażeń głowy, bardziej pobity Radek został do rana. Do szpitala na badania trafił tylko Michał. Stamtąd, ten sam radiowóz przywiózł go z powrotem na izbę!

- Uważam, że karetki natychmiast powinny zawieźć tych chłopców do szpitala! - twierdzi Jerzy Karpiński, dyrektor gdańskiego pogotowia. - To, że byli pijani nie miało znaczenia.

Dyrektor pogotowia obiecuje sprawdzić, czy załoga ambulansu postąpiła prawidłowo. Działania swoich podwładnych sprawdzi też szef komisariatu na Przymorzu.

d3h5kvq

Ciężko pobici przez dresiarzy Radek i Michał Półtorak spędzili noc w izbie wytrzeźwień. Jeden z nich fachowej pomocy doczekał się dopiero po opuszczeniu Izby. Według braci policjanci interweniujący na miejscu zdarzenia nie byli zainteresowani łapaniem sprawców. Michał studiuje na Politechnice Gdańskiej, Radek jest doktorantem na tej uczelni. W nocy z piątku na sobotę napadli ich na Przymorzu dresiarze i bestialsko pobili.

- Od lekarza pogotowia dowiedzieliśmy się, że policja ma nas odwieźć do izby - opowiada Michał. - Funkcjonariusze brutalnie wykręcali nam ręce, w końcu wrzucili do radiowozu. Radek był nieprzytomny i zaczął wymiotować. Trzymałem mu głowę na kolanach, bo uderzał głową o kratę samochodu. Według relacji Michała policjanci najpierw pojechali z nimi pod ich mieszkanie, bo Radek nie miał dokumentów. Dane pobitego spisali z... domofonu. Czekających na ich powrót bliskich nie poinformowali o całym zdarzeniu.

- W izbie nie mogłem doprosić się by Radka zawieziono do szpitala - relacjonuje Michał. - W końcu to mnie policjanci tam zawieźli. Po badaniach w szpitalu lekarze stwierdzili, że chłopak może wrócić do izby wytrzeźwień.

- Drugi z przywiezionych do nas chłopaków był cały czas pod opieką naszego lekarza - tłumaczy Kazimierz Wróblewski, dyrektor gdańskiej Izby Wytrzeźwień. Dyrektor izby uważa także, że taka pomoc w przypadku człowieka, którego bito i kopano po głowie jest wystarczająca.

d3h5kvq

- Całe zdarzenie znam jedynie z relacji interweniujących policjantów - tłumaczy podinsp. Mariusz Dąbrówka, zastępca komendanta komisariatu na Przymorzu. - Moi ludzie wypełnili polecenie lekarza pogotowia, który kazał im zawieźć poszkodowanych do szpitala. Sprawdzę czy w czasie całej interwencji zachowali się prawidłowo.

Obaj pobici przebywają już w domu. Dziś złożą oficjalną skargę na zachowanie funkcjonariuszy.

- Gdybyśmy tej nocy byli trzeźwi, prawdopodobnie potraktowano by nas normalnie, widocznie policjanci i lekarze stwierdzili, że z pijanymi można postępować bez żadnych reguł - stwierdza Michał.

Marcin Tymiński

d3h5kvq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3h5kvq
Więcej tematów