Pierwsza ofiara w Moskwie?
(PAP)
Czeczeńscy terroryści przetrzymujący zakładników w Moskwie twierdzą, że zastrzelili rosyjskiego milicjanta, który nieostrożnie zbliżył się do głównego wejścia teatru.
Na stronach internetowych kaukaskich separatystów kavkaz.org napisano, że policjant był prawdopodobnie pijany i nie reagował na ostrzeżenia.
Siły antyterrorystyczne otaczające budynek nie potwierdzają jeszcze tej wiadomości, ale i stojący w oddali dziennikarze, i osoba telefonująca z wewnątrz potwierdzają, że słychać było strzały.
Terroryści pozwalają na telefonowanie. I tak Maria Szkolnikowa, która przedstawiła się jako lekarz kardiolog, twierdzi, że zakładników jest ponad tysiąc. Ludzie policzyli się sami. Informuje też, że Czeczeńcy zwolnili do tej pory tylko 39 osób, a nie 150.
Lekarka mówi, że terroryści pozwolili wyjść dzieciom, ciężarnej kobiecie, i choremu na cukrzycę nastolatkowi w towarzystwie ojca. Później na wolność wyszły cztery kobiety.
Szkolnikowa mówi, że zakładnicy bardzo się boją ewentualnego szturmu sił antyterrorystycznych, bo wtedy – jak powiedziała – przetrzymywani zakładnicy nie mają żadnych szans.
Lekarka podkreśla, że jednym i jedynym żądaniem porywaczy jest zaprzestanie działań wojennych w Czeczenii i wycofanie stamtąd rosyjskich wojsk. Porywacze nigdy nie żądali żadnych pieniędzy. Informacje o żądaniu okupu pojawiły się w nocy, ale dosyć szybko zostały zdementowane przez rosyjską Federalną Służbę Bezpieczeństwa.
Z ostatnich informacji wynika, że nad ranem porywacze przygotowywali się do uwolnienia obcokrajowców, którzy mieli być przekazani przedstawicielom dyplomatycznym swoich krajów.
Według informacji z Berlina i Londynu, w rękach terrorystów znajduje się trzech Niemców, trzech Brytyjczyków i prawdopodobnie kilku Holendrów.
Sztab kryzysowy powołany w Moskwie informował, że na miejsce przybywają przedstawiciele czeczeńskiej diaspory, którzy zamierzają zaproponować siebie na miejsce przetrzymywanych dzieci.