Piekło Weroniki
Matka 14-letniej obecnie Weroniki sprzedawała córkę dwóm pedofilom. Proceder trwał przez sześć lat. Sprawa trafiła do chorzowskiego sądu, ale przez pięć miesięcy nie zdołano nawet przesłuchać poszkodowanej.
07.06.2004 | aktual.: 07.06.2004 08:33
Weronika była podopieczną świetlicy terapeutycznej w Chorzowie, przeznaczonej dla dzieci z rodzin patologicznych. - W listopadzie 2003 roku dziewczynka przyszła na zajęcia i powiedziała, że nie wróci do domu - opowiada opiekunka z tej świetlicy. To ona pierwsza zorientowała się, że dziecko jest nie tylko zaniedbywane, ale również od lat wykorzystywane seksualnie. Według Weroniki do mężczyzn zaprowadzała ją matka, która brała za ,udostępnianie" córki pieniądze.
Opiekunka zaczęła działać. Dziewczynka trafiła najpierw do domu dziecka, a potem rodziny zastępczej. Do swoich nowych rodziców zwraca się ,wujku" i ,ciociu". Dręczące ją koszmary przelała na papier. - Na czterech kartkach formatu A4 przeczytałem to, czego Weronika nie była w stanie nam opowiedzieć osobiście. Byłem wstrząśnięty... - mówi przybrany ojciec.
Matka gorsza od oprawcy W zeznaniach Weronika opisuje praktyki, którym była poddawana przez Piotra G. i jego ojca Romana G. ze Świętochłowic, którzy przez krótki czas mieszkali u mamy Weroniki.
- Kiedy się wyprowadzili, pan Piotr przyjechał do mamy i zaproponował, żebym pojechała z nim do jego domu. Ja nie chciałam, ale mama powiedziała, że nie da mi klucza do domu i nie miałam wyboru - wyznaje Weronika. - Na miejscu pan Roman wziął nóż i kazał mi zejść do piwnicy. Tam zaczął mnie rozbierać i dotykać, a potem kazał też dotykać jego części ciała...
To samo działo się około 20. każdego miesiąca, kiedy tylko G. dostawali rentę.
Za każdym razem matka dziewczynki przebywała w pomieszczeniu obok razem ze swoją koleżanką. W zamian za ,udostępnianie córki" dostawała pieniądze lub wódkę. Zdarzało się, że sama brała udział w molestowaniu Weroniki.
- Nie mogłam kupić jedzenia za pieniądze, bo mama i jej koleżanka zaraz na mnie krzyczały, że można było za to wziąć papierosy i wódkę... - mówi dziewczyna.
Temida nierychliwa W styczniu br. do prokuratury wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. W lutym w tej sprawie zeznawała opiekunka Weroniki. Poszkodowanej nie przesłuchano. Prokuratura sprawę przekazała do Sądu Rejonowego w Chorzowie. Ten wystosował jedynie pismo o powołaniu biegłego psychologa dla Weroniki. Po niemal sześciu miesiącach wyznaczono datę przesłuchania. Sprawcy pozostają nadal na wolności. Prezes Sądu Rejonowego w Chorzowie pani Maria Łukaszewicz-Niemiec nie ukrywa. że sprawa zatrzymała się w sądzie.
- Jest mi wstyd, że to tak długo trwa, ale sprawę otrzymał sędzia, który rozpatruje najwięcej spraw. W maju sędzia ten musiał wziąć urlop z powodów zdrowotnych - mówi - Wniosek o przesłuchanie jest dopiero wstępem, po którym rozpocznie się sprawa. Trwa to wyjątkowo długo, ale wszystko odbywa się zgodnie z przepisami.
Wyrok śmierci po szkole Weronika zmieniła miejsce zamieszkania i szkołę. Nie przeszkodziło to jednak matce w odnalezieniu córki i grożeniu jej. Przerażona dziewczyna początkowo nic nie mówiła swoim nowym opiekunom o tym, co czeka ją każdego dnia po zajęciach.
- Nie wiedzieliśmy co się dzieje, mała miała nagłe napady bólu głowy i dreszcze - opowiadają. - W szpitalu powiedziano nam, że stan Weroniki ma podłoże nerwowe. Wszystko się wydało, kiedy miała iść do szkoły. Powiedziała, że się boi, bo ,w szkole czeka na nią wyrok śmierci". Każdego dnia po lekcjach na dziewczynę czekała matka i jej koleżanka. Przykładając nóż do gardła Weroniki próbowały wymusić, by nie składała zeznań.
- Kiedy groźby nie przynosiły skutku, matka wraz z koleżanką pobiły Weronikę pod szkołą - mówi opiekunka. Pobicie włączono do sprawy prowadzonej przez prokuraturę. Miało ono jednak odwrotny skutek niż oczekiwała tego matka.
- Weronika zaczęła zdradzać nam więcej szczegółów na temat tego, co jej zrobiono - mówią opiekunowie z rodziny zastępczej. - Części rzeczy nie potrafiła nawet nazwać.
- Kiedy przyprowadzono mnie do pana G. i jego ojca na stole leżały śliskie przedmioty, które po nadmuchaniu wyglądały jak balon. Obok leżały torebki z białym proszkiem. Kazano mi je brać, ale po nich zawsze bolała mnie głowa i wymiotowałam.
Wyjść z koszmaru Nowym opiekunom Weroniki trudno jest uwierzyć w to, co przeszła ich podopieczna.
- Kiedyś zajrzałem do jej plecaka i okazało się, że zbiera w nim kanapki przygotowywane na śniadanie - mówi opiekun. - Innym razem nie mogła uwierzyć, że codziennie można jeść obiad. Nie wspomnę już o badaniach lekarskich, których nigdy wcześniej nie miała.
Spokojny człowiek Roman G. mieszka w typowym familoku, jakich pełno w Świętochłowicach i Chorzowie. Zastaliśmy go w jego mieszkaniu w Świętochłowicach. Nie chciał z nami rozmawiać. Sąsiedzi nie mają niego żadnych zastrzeżeń. - To spokojny człowiek. Nigdy nie było z nim żadnych kłopotów. Z jego synem natomiast zawsze było coś nie tak- mówią.
Sąd musi przesłuchać weronikę Bogdan Łabuzek, chorzowski prokurator: Prokurator prowadzący sprawę przede mną został oddelegowany do prokuratury okręgowej. Akta, które otrzymałem zbulwersowały mnie. Wystosowałem pismo do sądu z zapytaniem, dlaczego to tak długo trwa. Przesłuchanie Weroniki odbędzie się 8 czerwca. Wobec podejrzanych prokuratura może zastosować areszt tymczasowy, ale dopiero po zeznaniach poszkodowanej i dopiero gdy zeznania okażą się wiarygodne.
Maciej Dobrowolski