Piekarze podnieśli ceny pieczywa
Złodzieje! - sprzedawcy w piekarniach coraz
częściej słyszą takie słowo od kupujących. To efekt drastycznej podwyżki chleba. Podwyżki, która - co przyznają sami piekarze - jest znacznie na wyrost - pisze "Gazeta Olsztyńska".
13.09.2006 | aktual.: 13.09.2006 07:16
Około tygodnia temu piekarze jak jeden mąż podwyższyli jednorazowo ceny bochenka chleba o około 40 groszy. Zamiast 1,10 zł, chleb baltonowski kosztuje teraz około 1,50 zł. Zdrożały też bułki i ciasta. Większość piekarzy tłumaczy podwyżki drożejącą mąką.
Co dostawa mąki, to trzeba więcej za nią płacić - tłumaczy Barbara Górniak, właścicielka piekarni Warmińskiej. Przeciętnie jej cena rośnie o 5 do 10% tygodniowo. W efekcie, choć zazwyczaj po żniwach mąka jest najtańsza, tym razem podrożała aż o 50-60%. Czy to jednak uzasadnia tak drastyczną podwyżkę chleba?
Zdaniem prof. Mirosława Gornowicza z UWM, piekarze wykorzystali sytuację na rynku i wywindowali ceny. To, że pieczywo drożeje, to w tej chwili raczej kwestia socjologii a nie ekonomii- tłumaczy prof. Gornowicz. Ludzie wierzą, że chleb musi być drogi, więc tak będzie. Piekarze to wykorzystują. Na szczęście taka podwyżka jest możliwa tylko na krótki dystans. Wolny rynek wkrótce zweryfikuje ceny. Podobną sytuację mieliśmy przed wejściem do UE. Wtedy bardzo drożał cukier. Teraz cukier znowu jest "w normie" - dodaje.
Nieliczni piekarze otwarcie przyznają się, że cenę chleba rzeczywiście ustalili metodą "na zapas". Przez trzy ostatnie lata nie było podwyżki cen, a nasze koszty ciągle rosły- mówi Jarosław Goszczycki, właściciel olsztyńskiej sieci piekarni. Przez ostatnie pół roku z zyskami było krucho. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji piekarze starają się wyrównać chude lata i wyjść na swoje podnosząc ceny "z górką". Ta górka pozwoli nam też przez jakiś czas nie zmieniać cen chleba, w nawet gdyby cena mąki nadal rosła - dodaje.
Między klientami piekarni a piekarzami wybuchła cicha wojna i są już pierwsze "ofiary". Na razie po stronie piekarzy. Tragedia! Klienci obrzucają nas takimi epitetami, że aż uszy więdną - żali się sprzedawczyni w piekarni na olsztyńskim śródmieściu._ "Złodzieje" to najłagodniejsze z nich. Szef radzi mi, żebym się tym nie przejmowała. Ale jak tak dalej pójdzie, żeby tu sprzedawać będę potrzebowała pomocy psychologa_ - dodaje. (PAP)