"Mamy niezbite dowody, że Cieślak ukręcał łeb sprawom i brał za to pieniądze"- powiedział "Gazecie" anonimowo jej informator z Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, która badała sprawę inowrocławskiego oskarżyciela. "Podsłuchiwaliśmy rozmowy telefoniczne Cieślaka z "inwestorami". Prokurator dokładnie informuje podejrzanych, w jaki sposób można załatwić sprawę. I tak się dzieje.
Po umorzeniu, które następuje tak, jak obiecał Cieślak, on sam nęka telefonami "interesantów". Mamy nagranie, w którym domaga się "stówy". Chodzi zapewne o sto tysięcy złotych, bo sprawa dotyczyła przekrętów na ponad milin - podkreśla "Gazeta Wyborcza".
Więcej: Gazeta Wyborcza - Pan od umorzeń