Pan młody zaginął z dolarami
Liczący sobie 32 lata rolnik z Gruszowa w
powiecie miechowskim miał stanąć na ślubnym kobiercu.
Jednak na trzy dni przed weselem pan młody wraz z dwoma tysiącami
dolarów przepadł jak kamień w wodę - relacjonuje "Gazeta Krakowska".
Sprawa wyglądała poważnie. Do poszukiwań zaginionego zaangażowano nie tylko policję, ale i wróżbitę z Krakowa oraz detektywów z Chorzowa. Odpowiedzialny, niepijący, rzetelny - taką opinią cieszył się zaginiony Marcin.
Gdy poszedł wymieniać w kantorze dolary i nie wrócił, rodzina wpadła w panikę. Podejrzewano, że pan młody mógł paść ofiarą napadu rabunkowego. W poszukiwania zaangażowało się pół wsi z księdzem na czele.
Do akcji ruszyli też detektywi, wynajęci przez rodzinę. Zaczęli od odtworzenia ostatnich godzin, w których widziano Marcina. Nim zniknął, zdążył odwiedzić rzeźnika, który szykował mu wyroby na wesele. Potem zabrał 2 tys. dolarów, które miał wymienić w kantorze w Miechowie. Potrzebował pieniędzy na przyjęcie weselne. Dolarów jednak nie wymienił, bo kurs był niekorzystny. Potem ktoś widział Marcina w towarzystwie dwóch mężczyzn i kobiety. Następnie ślad się urywał.
W sobotę rodzina struchlała, gdy odebrano telefon, a z słuchawki popłynął głos kogoś zakneblowanego. To już koniec - wybełkotał. Potem wyjaśniło się jednak, że ów głos należał do wujka, ubolewającego, iż ślub przepadnie. Detektywi wkrótce trafili na trop zaginionego. Odnaleźli go w nocy z soboty na niedzielę, w jednym z domów pod Kielcami. Miał przy sobie pieniądze.
Czyżby pan młody przeląkł się małżeństwa? Na razie nie wiadomo, bo zaginiony tłumaczy, że nic nie pamięta. Podobno niespodziewany zanik pamięci nie zniechęcił narzeczonej. Z informacji "Gazety Krakowskiej" wynika, że Marcin dostał od Urszuli drugą szansę. (PAP)