Pacjent w noclegowni
Bezdomnego mężczyznę, z niezagojoną nogą po
amputacji palców, przywieziono ze Szpitala Klinicznego nr 2 w
Szczecinie i pozostawiono pod noclegownią pogotowia zimowego -
informuje "Głos Szczeciński".
23.01.2004 | aktual.: 23.01.2004 06:38
"Podrzucili go pod naszą bramę jak zwierzaka" - mówi rozgoryczony Zbigniew Szober, który kieruje pogotowiem. "Nawet nikt do nas nie zadzwonił i nie uprzedził, że ktoś taki do nas trafi".
Do wypisu szpitalnego dołączono zalecenia lekarskie. Wynika z nich, że należy pacjentowi codziennie zmieniać opatrunki i zapewnić konsultacje chirurgiczną.
"Przecież noclegownia to nie jest miejsce, gdzie można zapewnić właściwą pielęgnację" - mówi Zbigniew Szober. Kierownik pogotowia zimowego twierdzi, że to nie pierwszy taki przypadek tej zimy. Dobrze układa się tylko współpraca ze szpitalem miejskim i wojewódzkim.
"Niestety mogę mówić o kompletnym braku porozumienia ze szpitalami klinicznymi i szpitalem w Zdrojach, gdzie również odmawia się nam przyjmowania osób bezdomnych, cierpiących na choroby psychiczne" - wyjaśnia Zbigniew Szober.
O wyjaśnienia, dlaczego tak się dzieje, "Głos Szczeciński" zapytał dyrektora Szpitala Klinicznego nr 2, skąd przywieziono chorego po amputacji palców.
"Pogotowie wiezie chorych tam, gdzie ma najbliżej i zdarza się, że pacjenci nie wymagający wysokospecjalistycznego leczenia trafiają właśnie do nas" - mówi dr Jerzy Romanowski. "Trafia do nas bardzo wielu pacjentów. System sprawił, że przestano w nich widzieć człowieka, konkretnego Kowalskiego, a widzi się tylko... procedurę. Na pewno taka sytuacja nie powinna się była zdarzyć".
Dyrektor Jerzy Romanowski zapewnia, że szybko wyjaśni, kto z personelu zawinił, żeby zapobiec takim sytuacjom na przyszłość, a o wynikach kontroli zawiadomi redakcję "Głosu Szczecińskiego". (PAP)