Otruty w areszcie?
Czy przebywający w areszcie Zbigniew M. -
oskarżony w sprawie częstochowskich "łowców mieszkań" - został
otruty? Na to pytanie stara się odpowiedzieć częstochowska
prokuratura - informuje "Dziennik Zachodni".
23.01.2006 | aktual.: 23.01.2006 00:42
- Do czasu kiedy nie otrzymamy oficjalnych wyników przeprowadzonej na zlecenie prokuratury sekcji zwłok nie będziemy komentować całej tej sprawy - mówi prokurator Romuald Basiński, rzecznik prasowy częstochowskiej prokuratury. Przyznaje jednak, że okoliczności śmierci Zbigniewa M. - czasowo przebywającego w areszcie śledczym na Zawodziu są "dziwne". Prokuratura zakłada trzy wersje wydarzeń które miały miejsce za murami aresztu śledczego: zabójstwo, samobójstwo, śmierć naturalna.
Aresztowany Zbigniew M. nie skarżył się na jakiekolwiek dolegliwości, czy problemy zdrowotne, a przebywał w areszcie od maja 2004 r. Tymczasem tydzień temu, w niedzielne popołudnie źle się poczuł, aż trzeba było wzywać karetkę, która natychmiast przewiozła go do jednego z częstochowskich szpitali.
Jako podejrzany o udział w szeregu przestępstw zagrożonych wieloletnimi karami więzienia, cały czas był pod eskortą policji. We wtorek odtransportowany został do szpitala więziennego w Bytomiu, gdzie zmarł. Nieoficjalnie mówi się, że został otruty. - Mogę powiedzieć że na ciele zmarłego Zbigniewa M. nie było żadnych zewnętrznych śladów pobicia czy ran. To jednak w żadnej mierze o niczym nie przesądza. Czy były jakieś wewnętrzne uszkodzenia dowiemy się po wynikach sekcji zwłok - zastrzega prokurator Basiński.
"DZ" przypomina, że w ubiegłym roku przed częstochowskim sądem rozpoczął się proces Zbigniewa M. i jego szwagra - byłego policjanta Zbigniewa K. W obydwu przypadkach postawiono zarzuty podwójnego zabójstwa.
Na trop morderstw, naprowadziło policjantów prowadzone postępowanie w sprawie "łowców mieszkań" - transakcji podczas których wyłudzano od lokatorów prawa do ich lokali. Zatrzymany wówczas windykator spółdzielczych długów Zbigniew K. w trakcie trwających przesłuchań opowiedział jak to ze swoim szwagrem Zbigniewem M. i Dariuszem S., bezrobotnym właścicielem zadłużonego mieszkania na Błesznie, pojechali na wódkę.
Podczas libacji doszło do szarpaniny. Zbigniew M. i Zbigniew K. przewrócili Dariusza S. na ziemię związali sznurem, udusili i ciało wrzucili do studni w opuszczonym gospodarstwie. Po tym zdarzeniu w ciągu tygodnia sprzedali jego mieszkanie za 68 tysięcy złotych. Nie mieli z tym większych problemów, bo posiadali dokumenty zamordowanego, dodatkowo Zbigniew M. był podobny do zabitego mężczyzny.
Podczas wizji lokalnej na terenie posesji, gdzie porzucono ciało Dariusza S odnaleziono też drugie ciało kobiety. Okazało się że to Sylwia M., żona Zbigniewa M. z którą był w separacji. Jej zaginięcie zgłoszono w sierpniu 2001 r. i od tamtej pory, była cały czas poszukiwana. Według aktu oskarżenia w tej sprawie to małżonek ją udusił, wcześniej karany za groźby pod jej adresem. Morderstwo popełnił w mieszkaniu przy ulicy Srebrnej, a zwłoki do Brzezin przewiózł jego szwagier K.. Potem wrzucili zwłoki do studni, tej samej w której wcześniej ukryli zwłoki Dariusza S. (PAP)