W programie "Tłit" ostro starli się Bartosz Arłukowicz z KO i Andrzej Śliwka z PiS. Po tym, jak prowadzący zapytał o dwukadencyjność, Arłukowicz wrócił do tematu obronności. - U nas obronnością zajmuje się Kosiniak-Kamysz razem z generałami. W waszych czasach obronnością zajmował się Macierewicz, ten posądzany w mediach o bardzo bliskie blisko współpracę z Rosją, a także pan Misiewicz - zaczął polityk KO. Od razu przerwał mu Śliwka.
- Jedzie pan naprawdę tępym przekazem dla "silnych razem". Ja umówiłem się na poważną, merytoryczną dyskusję. Przypominam, panie Bartoszu, to nie jest program "Agent" - stwierdził, nawiązując do udziału Arłukowicza w telewizyjnym show niema ćwierć wieku temu. - Ja nie przerywam panu posłowi Śliwce - zareagował Arłukowicz.
- Jeśli pan kiedyś wygra "Agenta" tak jak ja, będzie pan mógł się na ten temat wypowiadać. Na razie macie agentów w swoich szeregach - dodał. - Pan był agentem, a nie wygrał "Agenta" - odpowiedział mu Śliwka.
Dwukadencyjność. Arłukowicz stawia sprawę jasno
- PiS wprowadził dwukadencyjność, wprowadził rozwiązanie, które uniemożliwia ludziom decydowanie o tym de facto, w jaki sposób chcieliby, żeby ich miasta, powiaty były zarządzane. PiS wymyślił rozwiązanie następujące: jak ktoś jest burmistrzem, wójtem, prezydentem może rządzić dwie kadencje, koniec, kropka, i ma odejść. Ale już siedzieć w Sejmie jak Kaczyński 5, 6 kadencji? Proszę bardzo - komentował Bartosz Arłukowicz.
- To jest po prostu nieuczciwe wobec wyborców - podsumował. - Ta zmiana była przeprowadzona w 2001. Była wprowadzona w bardzo komfortowych dla samorządowców warunkach, to znaczy: została wyzerowana kadencja - przekonywał Śliwka.