Ostra jazda
Nielegalne wyścigi motorów na gdańskiej Zaspie! Wczoraj wieczorem byliśmy tam z fotoreporterem.
11.09.2003 08:18
Ogłuszający ryk motorów, popisowe jazdy na jednym kole lub bez trzymanki. Wszystko przy prędkości grubo przekraczającej 100 km/h. Wczoraj wieczorem na gdańskiej Zaspie urządzono nielegalne wyścigi motorów!
- To są wariaci! Przyjedźcie i zobaczcie, co oni wyprawiają! Jeszcze się któryś zabije - zaalarmowali nas Czytelnicy.
Na miejscu widzieliśmy tłumy. Ponad 500 osób nie było oddzielonych od rozpędzonych maszyn żadną barierką. W każdej chwili mogło dojść do tragedii.
- Nielegalne wyścigi na pasie startowym trwają od maja. Za każdym razem informujemy o tym policję. Mundurowi przyjeżdżają i tarasują drogę tym szaleńcom - mówi pan Tomasz, okoliczny mieszkaniec. - Na tym się jednak kończy.
Popisy i ściganie motocyklistów w środku miasta faktycznie nie jest kontrolowane przez żadne służby.
- Policja chce, żebyśmy wyłonili organizatora, ale to nie dla nas. Wtedy nasze spotkania stracą spontaniczny charakter. Nie chcemy tego, więc niebiescy nas co tydzień przeganiają - powiedział nam wczoraj Daras, właściciel sportowej hondy.
- Spotykamy się też, żeby pogadać, wymienić uwagi i doradzić, co zrobić przy motorze. Nie potrzebujemy do tego formalnej organizacji - dodaje Tomasz, który jeździ na kawasaki.
Wyścigi trwają od wiosny. Około 200 motocyklistów spotyka się w każdą środę na parkingu przy al. Jana Pawła. Później dzielą się na grupki i wyjeżdżają "szaleć" poza miasto albo jadą na lotnisko na tzw. popisówki. Mieszkańcy skarżą się na hałas. Wiele osób jednak przychodzi tylko po to, żeby popatrzeć na wyczyny.
- Wiemy o tych spotkaniach - mówi Marta Grzegorowska, rzecznik KMP Gdańsk. - Na sygnały mieszkańców interweniujemy. Zwracamy uczestnikom tych rajdów uwagę. Do tej pory nie było jednak żadnego wypadku z ich udziałem.
- Namawiamy ich też, żeby wystąpili do Urzędu Miasta o zgodę na organizację tej masowej imprezy, ale bez skutku. Widocznie wolą być poza prawem - dodaje inny gdański policjant.
Od maja na pasie startowym w Gdańsku Zaspie spotyka się nieformalnie grupa prawie 300 motocyklistów. Żaden urząd i służby porządkowe nie kontrolują zjazdów, na których dochodzi do niebezpiecznych sytuacji.
- Spotykamy się w każdą środę o osiemnastej - mówi Iwona Hąbek, która przyjechała z partnerem na motorze, tzw. czoperze. - Są tu kierowcy w wieku kilkunastu i kilkudziesięciu lat. Jest i sprzątaczka i doktor nauk medycznych. Łączy nas pasja i miłość do motocykli. Większość przyjeżdża, żeby porozmawiać o nowościach, o przeróbkach, o planowanych zlotach. Nie ma żadnej sformalizowanej organizacji. Najczęściej stoimy w grupkach skupiających właścicieli podobnych motorów. Po jakimś czasie decydujemy się na jazdę we własnym gronie, np. dwudziestu czy trzydziestu maszyn w jakieś miejsce. Dzisiaj jedziemy na Hel. Popisują się ci na maszynach sportowych.
Na prawie dwustumetrowym odcinku drogi motory osiągają około 120-130 km/h.
- Część kierowców daje popisy brawurowej jazdy na granicy upadku lub zderzenia z przypadkowym gapiem, bądź innym motocyklistą - stwierdza pani Maria, mieszkanka bloku przy al. Jana Pawła.
- Jazda na jednym kole, bez trzymanki, hamowanie na przednim kole z podniesionym tyłem, mijanie w minimalnej odległości jadących z naprzeciwka... to właśnie nas kręci i dlatego to robimy - mówi jeden z uczestników wyścigów.
O wypadek nie trudno. Plac, na którym trwają popisy zazwyczaj otacza ponadtysięczna widownia, nieoddzielona od rozpędzonych motorów żadną barierą. Motocykliści to nie jedyni amatorzy "pokazówek" na pasie. Wzdłuż toru jazdy ustawiły się też wczoraj tuningowane samochody, których kierowcy tylko czekali na odjazd motorów.
- Jak do tej pory nie zdarzył się w tym miejscu żaden wypadek - mówi jeden z gdańskich policjantów. - Oby nigdy się nie wydarzył.
Wczorajsze wyścigi skończyły się po godzinie 19. Wtedy na środek pasa wjechał policyjny radiowóz.
Damian Kotula