Ostatnie chwile przed wejściem do Tu‑154
- Żegnałem ich i życzyłem szczęśliwej podróży, a witałem trumny - opowiada nam Andrzej Klarkowski, doradca Lecha Kaczyńskiego. To on odprowadził Pierwszą Parę na pokład tupolewa.
03.03.2011 | aktual.: 03.03.2011 11:44
– Maria Kaczyńska była uśmiechnięta, pogodna i rozpromieniona. Zawsze taka była. Wbiegła leciutko, szybko po schodach do samolotu. Prezydent był bardzo skupiony, w myślach analizował jeszcze i dopieszczał swe przemówienie, które miał wygłosić w Katyniu – tak doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego (†61 l.) Andrzej Klarkowski (58 l.) wspomina ranek 10 kwietnia.
– Wielokrotnie odprowadzałem prezydenta. Tak też było 10 kwietnia rano. Atmosfera tego wyjazdu do Katynia była wyjątkowo uroczysta i podniosła, członkami delegacji byli najważniejsi wojskowi, duchowni, posłowie – wspomina Klarkowski.
Doradca Lecha Kaczyńskiego przyjechał na płytę lotniska Okęcie jako pierwszy. Wypatrywał prezydenckiej limuzyny. – Czekałem na prezydencką parę. Najpierw podjechał samochód ochrony, za chwilę auto z panem prezydentem i panią prezydentową. Pani prezydentowa, jak zwykle była uśmiechnięta, pogodna i rozpromieniona, zawsze taka była. Wbiegła leciutko, szybko po schodach do samolotu – opowiada. – Prezydent był bardzo skupiony, bo w myślach analizował jeszcze i dopieszczał swe przemówienie, które miał wygłosić w Katyniu. Zawsze tak przygotowywał przemowy, nie na kartkach, z których potem czytał, ale właśnie w myślach.
Skupiony prezydent przed wejściem na pokład odebrał meldunek o gotowości do wylotu od szefa sił powietrznych generała Andrzeja Błasika (†48 l.). – Meldunek od generała Błasika, a nie dowódcy załogi, nie był niczym dziwnym, czy nadzwyczajnym w sytuacji, gdy na pokładzie byli wszyscy dowódcy wojska, w tym on, szef sił powietrznych – tłumaczy Klarkowski. – Zameldował „Panie prezydencie, zgłaszam samolot i załogę do lotu”. Prezydent odebrał meldunek, skinął głową. Nie było żadnego zamieszania, czy wątpliwości co do pogody. Prezydent o nic nie dopytywał – zapewnia doradca zmarłego prezydenta.
– Ja jak zwykle pożegnałem prezydenta, życzyłem szczęśliwej i udanej podróży. Nigdy bym nie przypuszczał, że tym razem będę witał... trumny – dopowiada.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Chleb mógł ją zabić!