Ostatki barona SLD
Kierownictwo SLD zasugerowało pomorskiemu szefowi SLD Jerzemu Jędykiewiczowi, by do końca stycznia zrezygnował z pełnionej funkcji - dowiedziała się "Gazeta Wyborcza". SLD obawia się bowiem, że Jędykiewicz może być zamieszany w aferę Stella Maris i wkrótce prokuratura przedstawi mu zarzuty.
"Nie zastanawiam się nad dymisją, nikt z kierownictwa partii nie zasugerował mi czegoś takiego, nie widzę też żadnej swojej roli w sprawie Stella Maris" - stwierdził Jerzy Jędykiewicz. Trzy z kierowanych przez pomorskiego barona spółek zawierały umowy na wykonanie usług niematerialnych z gdyńskim biznesmenem Januszem B., głównym podejrzanym w sprawie Stella Maris - pisze "Gazeta Wyborcza". Janusz B. zlecał następnie te zadania wydawnictwu archidiecezji gdańskiej. Według prokuratury, wszystkie zlecenia były fikcją.
Jędykiewicz przekonuje, że zlecenia zostały faktycznie zrealizowane, a on niedawno dowiedział się jaką rolę w tych interesach odgrywał ksiądz dyrektor Stelli Maris. Według informacji "Gazety", sprawie Stelli Maris przygląda się minister sprawiedliwości. Sekretarz generalny SLD Marek Dyduch zaprzecza, by ktoś sugerował Jędykiewiczowi dymisję. "Natomiast on sam przyznał, że rozważa odejście z tej funkcji, gdyż chciałby w większym stopniu oddać się swojej działalności gospodarczej" - powiedział "Wyborczej" sekretarz generalny Sojuszu. (IAR)