Odrodzenie Donalda Tuska
Ostatnie dni, z punktu widzenia Prawa i Sprawiedliwości, do udanych nie należą. I to nie tylko z powodu spadków poparcia dla partii w sondażach. Tym, co znacznie bardziej niebezpieczne, to swoiste odrodzenie Donalda Tuska.
12.04.2018 11:18
Jeszcze w marcu w rankingu zaufania był trzeci, ale teraz jest pierwszy. Były premier i obecnie szef Rady Europejskiej pierwszy raz od niepamiętnych czasów wygrał w sondażu IBRiS dla Onetu. Pokonał on Andrzeja Dudę, który spadł na drugie miejsce, i Mateusza Morawieckiego - jest trzeci. Tuskowi ufa, według tych badań, 42,8 procent pytanych, a prezydentowi Dudzie 36,6 procent.
Jeszcze gorsze informacje, dla zwolenników prawicy, opublikowała „Rzeczpospolita” – według jej sondażu gdyby doszło do wyborów prezydenckich Donald Tusk miałby praktycznie takie same szanse na zwycięstwo jak Andrzej Duda – na pierwszego zagłosowałoby 33 procent respondentów, na drugiego 33,5 procent. Co gorsza, z punktu widzenia obecnej głowy państwa, trzecie miejsce w tym rankingu zajął Robert Biedroń z 11,4 procent poparcia i trudno sobie wyobrazić, żeby te głosy przepłynęły do Andrzeja Dudy.
Wszystko to oczywiście przypomina nieco wróżenie z fusów, do wyborów prezydenckich jeszcze daleka droga. Ich wynik z pewnością będzie zależał od rezultatów wcześniejszych wyborów samorządowych, wyborów do Parlamentu Europejskiego i przede wszystkim od wyborów do Sejmu. Jednak wzrost poparcia dla Tuska jest znaczący. Skąd się wziął?
Nagroda za milczenie
Jak powszechnie wiadomo w polityce, jak w każdej grze, sukcesy jednych są tyleż efektem ich własnych zasług, co słabości przeciwników. Wydaje się, że obecny przewodniczący rady europejskiej głównie korzysta z tych drugich. Jego największą zasługą zdaje się być to, że w ograniczonym stopniu uczestniczy w polskiej polityce. Nie wypowiada się, nie podejmuje decyzji, nie jest na co dzień obecny. Nie grożą mu wpadki, nie obciążają go niezręczności. Ale żeby wygrywać nie wystarczy milczeć – sądzę, że obecne sondażowe sukcesy Tusk zawdzięcza przede wszystkim błędom swoich oponentów. Zarówno w obozie prawicy, jak i opozycji.
Pierwszym, historycznym chciałoby się powiedzieć błędem, było zaangażowanie PiS w walkę z wyborem Tuska na przewodniczącego rady europejskiej. Zamiast, co było możliwe, zrobić dobrą minę do złej gry i pogodzić się z koniecznością - poza Polską żadne inne państwo nie chciało otwierać debaty nad tym, kto ma kierować radą – Polska użyła wszelkich możliwych środków, aby tę decyzję powstrzymać.
Cóż, Tusk przewodniczącym został. Wówczas jego dwóch głównych krytyków, Beata Szydło i Witold Waszczykowski zostali ogłoszeni przez prezesa PiS bohaterami i przywitani na lotnisku z kwiatami. Tyle, że po kilku miesiącach stracili stanowiska, a Tusk na swoim pozostał. Morał dla jest prosty: to były premier wygrał rozgrywkę i, co więcej, pognębił swoich wrogów. PiS mógł wybrać inna opcję: zlekceważyć wybory na szefa rady i ogłosić, że tak one same jak i przewodniczący rady europejskiej wielkiego znaczenia nie mają. Zrobiono inaczej. Można powiedzieć, że wtedy Tuskowi PiS dało drugie życie.
Krytyka go wzmacnia
Ale nie jedyne – jak w grach komputerowych były premier dostał więcej „żyć”. Drugim i najważniejszym prezentem była krytyka, jaka przez wiele dni z niezwykłą wręcz siłą spadła na niego w mediach publicznych. Kilka razy miałem wrażenie, że znacząca część „Wiadomości” poświęcona była właśnie Tuskowi, wykazaniu jak źle rządził, ile afer tolerował, jak się nie sprawdził, czego nie potrafił. Nawet jeśli wiele z tych zarzutów jest trafnych, a nie mam wątpliwości, że tak jest, nieustanne kierowanie propagandowego ognia na Tuska po pewnym czasie zaczęło go wzmacniać, a nie osłabiać. Dlaczego?
Po pierwsze im mocniej media uznawane za związane z PiS atakują Tuska, tym bardziej jawi się on wszystkim przeciwnikom obecnej władzy jako ten najlepszy antypisowski kandydat. Paradoksalnie obecni zwolennicy władzy popełniają taki sam błąd jak niegdyś zwolennicy PO. Ci ostatni cały swój wysiłek wkładali w obrzydzenie Jarosława Kaczyńskiego i nie zorientowali się, że duża część opinii publicznej odbiera ich przekaz inaczej niż by tego chcieli: każdy kto chciał ukarać PO musiał wiedzieć, że najskuteczniej zrobi to głosując na PiS Jarosława Kaczyńskiego. Zwalczają go tak ostro, to znaczy, że się go boją i że jego wybór ich zaboli – rozumowało wielu rozczarowanych PO.
I drugie podobieństwo: ataki propagandowe przestają być skuteczne, jeśli odwołują się jedynie do opinii. Proste pytanie brzmi: skoro Tusk popełnił tyle błędów i odpowiada za tyle afer, to dlaczego u licha wciąż jeszcze, po dwóch i pół roku rządów PiS, nie postawiono mu zarzutów? Gdzie są te dowody, z którymi prokuratorzy powinni iść do sądu? Im więcej czasu mija od 2015 roku tym trudniej tłumaczyć obecne słabości winami Tuska. A jeśli już się to robi, to należy postawić kropkę nad „i”. W przeciwnym razie medialna krytyka Tuska coraz bardziej przyjmowana jest jako wyraz bezradności władzy. W ten sposób im więcej uwagi mu się poświęca, tym bardziej buduje się jego pozycję.
Zachwianie prezydenta
Trzecim źródłem sukcesu to kłopoty prezydenta Andrzeja Dudy. O ile wyborcy prawicy mogli mu wybaczyć jeszcze weto w sprawie ustaw sądowniczych, o tyle jego drugie weto w sprawie ustawy degradacyjnej jest dla nich niezrozumiałe. Wielu uważa, że prezydent popełnił błąd, a niektórzy, najbardziej zaangażowani, oskarżają go wręcz o zdradę. Nie wolno bezkarnie iść przeciw najważniejszym oczekiwaniom własnego elektoratu, a dla prawicowych wyborców antykomunizm to część tożsamości. Tak samo niezrozumiałe były przeprosiny prezydenta w imieniu Polski za marzec 1968 roku. Proste pytanie brzmi: czy Andrzej Duda nadal jest człowiekiem „dobrej zmiany”? Musi je sobie zadawać wielu wyborców prawicy, a część z nich odpowiedziała sobie na nie negatywnie
Nieudane kreacje
Wreszcie jest i czwarty powód: obecnej opozycji nie udało się wykreować żadnego innego lidera, który mógłby zastąpić Tuska. Z pewnością nie jest nim Grzegorz Schetyna. Jego największym sukcesem jest utrzymanie spójności PO, ale to za mało, żeby można mówić o nim jako o postaci charyzmatycznej. Ryszard Petru jest przede wszystkim bohaterem memów. Robert Biedroń to kandydat wielkomiejskich salonów i lewicowych mediów – nie stoi za nim realna siła społeczna.
Tak więc Donald Tusk wyrasta, głównie za sprawą swoich oponentów, na najważniejszego przywódcę opozycji. W oczach antypisowskich wyborców jawi się jako wybawiciel, który na białym koniu przybędzie już wkrótce i rozprawi się z „reżimem kaczystów”. Korzysta dodatkowo z aury europejskości i rzekomego autorytetu wielkiego polityka o międzynarodowej pozycji.
A on sam? Na pewno wykazał się jedną umiejętnością: spokojnego czekania. A w polskich warunkach to wystarcza. Na razie wystarczyło do zwycięstwa w rankingach. Czy wystarczy do zwycięstw w rzeczywistości pozostaje pytaniem otwartym.