Odpadli z wyścigu
Ich na pewno nie zobaczysz w przyszłym sejmie...
Oni odpadli z wyborczego wyścigu
Rezygnacja Sikorskiego to największe zaskoczenie ostatnich dni, bo to polityk, który pełnił najważniejsze funkcje w państwie. Był senatorem VI kadencji, posłem VI i VII kadencji, ministrem obrony narodowej i spraw zagranicznych, a ostatnio marszałkiem Sejmu. Zatopiła go afera taśmowa. Koledzy polityka przewidują, że szybko za polityką zatęskni, ale na razie Sikorski szykuje książkę wspomnieniową.
Nietuzinkowa postać Sikorskiego zawsze budziła skrajne emocje, dlatego zdania na temat tego, czy decyzja Sikorskiego to duża strata dla polskiej polityki, są podzielone. Rozmówczyni WP prof. Ewa Pietrzyk-Zieniewicz skłania się ku opinii, że jego rezygnacja oznacza uszczerbek dla naszej sceny politycznej. - Sikorski był zawsze politycznym singlem. To polityk bardzo ambitny, trochę egocentryczny, który zawsze musi być na pierwszej linii: ten typ tak ma. Gdy okazało się, że jego liderowanie nie będzie możliwe w nadchodzącym rozdaniu, wolał zrezygnować, niż grać drugie skrzypce. Nie musi się zresztą tak bardzo troszczyć o fotel parlamentarny, jak wielu jego kolegów, jego byt nie jest zagrożony, ma własne kontakty w świecie, podobnie jak jego żona. Być może poszuka szczęścia za granicą, zostanie doradcą w jakimś think-tanku albo dziennikarzem. Może sobie pozwolić na pauzowanie przez jedną kadencję, jest młody - komentuje politolog z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.
(js)
Zasłynął lapsusem z "Bydgoszczem", już nie wystartuje
Po aferze taśmowej w wyborach do Sejmu nie wystartuje również Jacek Rostowski. W latach 2007-2013 był ministrem finansów, w 2013 r. wicepremierem, posłem na Sejm VII kadencji, w 2015 r. szef Zespołu Doradców Politycznych Prezesa Rady Ministrów.
- Jeszcze kilka lat temu był zupełnie nową postacią w polskiej polityce, to było widać, słychać i czuć. Jego lapsus z "Bydgoszczem", który przejdzie do historii, wziął się stąd, że pan minister nie do końca sprawnie posługiwał się językiem polskim - komentuje prof. Pietrzyk-Zieniewicz. Zdaniem politolog, nie ma elektoratu, który by za Rostowskim tęsknił. - Został wykreowany przez ścisłą grupę liderów biznesowo-politycznych - uważa. Pozostałe postacie afery podsłuchowej nie zadeklarowały na razie swoich planów.
"Już kiedyś zaszył się w puszczy, tym razem to chyba definitywne pożegnanie"
Włodzimierz Cimoszewicz, były premier, marszałek Sejmu, minister sprawiedliwości i spraw zagranicznych także zrezygnował z ubiegania się o mandat. Zasiadał w sejmie w latach 1989-2005, od 2007 r. był senatorem VII i VIII kadencji. - Po 26 latach już uznałem, że to koniec wielkiej, bardzo interesującej i emocjonującej przygody, wystarczy - tłumaczył swoją decyzję.
- Już raz zaszył się w swojej Puszczy Białowieskiej, więc tym razem to chyba definitywne pożegnanie z czynną polityką. To niepowetowana strata dla lewej strony sceny politycznej, która jest w kompletnej rozsypce i potrzebuje liderów. Cimoszewicz zawsze miał swój własny elektorat, potrafiłby skupić wokół siebie lewicowych wyborców - uważa prof. Pietrzyk-Zieniewicz.
Przetrącona kariera lwa salonowego
Po wyborach w parlamentarnych ławach nie zasiądzie Ryszard Kalisz. Były minister spraw wewnętrznych i administracji był posłem na Sejm IV, V, VI i VII kadencji. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. Ryszard Kalisz kandydował z listy Europy Plus w okręgu warszawskim, jednak koalicja nie uzyskała mandatów i po wyborach przestała istnieć. Zapowiadał powołanie partii na bazie DWP. W wyborach samorządowych w 2014 r. jego ugrupowanie uczestniczyło w koalicji SLD Lewica Razem.
- Był mistrzem autokreacji, jednak jego kariera została przetrącona. Wikłając się w kolejne projekty, Kalisz roztrwonił kapitał zaufania, którym dysponował. Liczył na więcej, ale polityka jest wyrodną matką. W pewnym momencie elektorat zaczął zapominać, że na polskiej scenie politycznej była taka wyrazista postać. A że człowieka tak ambitnego, przyzwyczajonego do brylowania w mediach, nie interesował drugi szereg, Kalisz wolał zrezygnować - uważa prof. Pietrzyk-Zieniewicz.
"Należał do pierwszego szeregu harcowników PiS"
W nowym sejmie zabraknie także Adama Hofmana (ostatnio poseł niezrzeszony), który przez lata był niczym cień Jarosława Kaczyńskiego. Do tego stopnia, że sam prezes PiS żartował, że gdy otwiera drzwi rano, to na wycieraczce widzi równie często swego kota, jak Hofmana. Na zaufanie prezesa musiał długo pracować. Bo Jarosław Kaczyński osoby przed czterdziestką traktuje z dystansem, uważa, że zbyt mało wiedzą o życiu. Wreszcie się udało się. To Hofman planował, jak zainteresować media PiS, doradzał tematy. Był pierwszy w kolejce do ucha prezesa. Za sprawą afery madryckiej stracił jednak wszystkie przywileje i - wtedy wszyscy przecierali oczy ze zdumienia - z hukiem wyleciał z partii wraz z pozostałymi kolegami-wycieczkowiczami: Adamem Rogackim i Mariuszem Antonim Kamińskim. Nie pomogły tłumaczenia, że "to jest Hiszpania, Madryt. Tam się naprawdę wszyscy bawią". Poseł twierdził, że "zabawa" odbywała się za własne pieniądze, a jej uczestnicy nie zrobili nic, co odbiegałoby od normy.
- Hofman należał wprawdzie do pierwszej linii harcowników PiS, ale nigdy nie był samodzielnym politykiem, zawsze był postrzegany jako człowiek Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego tylko od prezesa PiS zależy, czy wróci - uważa politolog z UW, z którą rozmawiała WP. "Na pewno nie ma mowy o powrocie w perspektywie, która tych panów najbardziej interesuje, czyli najbliższej kampanii wyborczej. Oczywiście jest w polityce taki czynnik, jak Generał Czas. Każdy też może próbować swoje błędy naprawiać" - tak o szansach powrotu trójki wyrzuconych działaczy PiS mówił w tygodniku "W Sieci" Kaczyński.
"Trzeci bliźniak" na politycznym aucie
Ludwik Dorn, który od dłuższego czasu nie mógł sobie znaleźć miejsca, również nie planuje startować w wyborach. Były marszałek Sejmu, wicepremier i minister spraw wewnętrznych w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, były członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego, był nazywany "trzecim bliźniakiem". Potem jego notowania gwałtownie spadły. Posłem był od 1997 r.
- Ludwik Dorn to postać nieszablonowa, przedstawiciel pokolenia wielkiej przemiany, czasów "Solidarności", teraz nadeszła zmiana warty. Niestety zdarza się, że nasza demokracja niczym Saturn pożera własne dzieci - mówi prof. Pietrzyk-Zieniewicz.
Jego los jest w rękach Kaczyńskiego
W nowym sejmie najpewniej nie zobaczymy również zasiadającego w V, VI i VII kadencji w poselskich ławach Zbigniewa Girzyńskiego (ostatnio poseł niezrzeszony). W grudniu 2014 r. zrezygnował z członkostwa w PiS i w klubie parlamentarnym tej partii. Miało to związek z podróżami służbowymi posła. Nazwisko Girzyńskiego pojawiło się w dokumentach po przeprowadzonym w Sejmie audycie; po "aferze madryckiej" marszałek Sejmu postanowił przyjrzeć się wyjazdom służbowym posłów.
Zdaniem prof. Pietrzyk-Zieniewicz los Girzyńskiego, tak samo jak Hofmana, jest w rękach Jarosława Kaczyńskiego. - Od nich samych zależy niewiele, nigdy nie byli politycznymi indywidualnościami, tylko ludźmi z zaplecza Kaczyńskiego i tylko od prezesa PiS zależy, czy powrócą do czynnej polityki - stwierdza.
Myśli o odejściu z polityki, bo męczy ją "przemysł pogardy"?
Krystyna Pawłowicz zasiada w sejmie od 2011 r., ale szybko dorobiła się przydomku "karabin maszynowy PiS". Z pewnością nadawała Sejmowi pewnego kolorytu. Zasłynęła swoimi kontrowersyjnymi wypowiedziami, np. o związkach partnerskich, które nazwała "niegodnymi uczynkami". W rozmowie z WP w sierpniu 2013 r. za tragiczną śmierć 6-miesiącznej Madzi z Sosnowca obwiniła feministki.
Posłanka PiS dwa miesiące temu zasugerowała, że myśli o odejściu z polityki, bo męczy ją "przemysł pogardy". Na razie nikt z nią jeszcze o miejscu na liście wyborczej PiS nie rozmawiał. - Wdając się w pyskówki, pełniła ważną rolę w partii, bo mówiła rzeczy, których nie wypadało mówić liderowi. Z czasem okazało się jednak, że jej działalność aktywizuje zbyt dużo negatywnego elektoratu, dlatego PiS, by przebić szklany sufit i przytulić bardziej umiarkowany elektorat, musiał ją schować - tłumaczy prof. Pierzyk-Zieniewicz. Jak mówi w rozmowie z WP politolog Pawłowicz cieszyła się osobistą sympatią Jarosława Kaczyńskiego, to on umożliwił jej karierę w polityce i w jego rękach leży jej dalsza polityczna przyszłość.
(js)