Odnalezienie "ofiary" tsunami
Nie wiedziałem, że mnie szukacie - takimi
słowami powitał mdlejącą z wrażenia rodzinę 67-letni emeryt z
okolic Turynu, który wrócił do domu po czterech miesiącach wakacji
w Tajlandii i Malezji. Był na liście ofiar tsunami.
Mieszkaniec Borgaro Torinese poleciał na długie wakacje 9 listopada i od tego czasu ślad po nim zaginął. Ponieważ nie odezwał się do żony i syna także po 26 grudnia, gdy Azję Południowo-Wschodnią nawiedziło katastrofalne trzęsienie ziemi, rodzina, desperacko poszukująca kontaktu z nim, zgłosiła go do Ministerstwa Spraw Zagranicznych jako osobę zaginioną w wyniku kataklizmu. Na liście ofiar emeryt figurował do zeszłego czwartku, gdy powrócił do domu w terminie, jaki zapowiadał wyjeżdżając z Włoch.
Mimo że rodzina uznała go za zaginionego, w dniu planowanego przyjazdu jego żona pojechała na lotnisko i zobaczyła, jak cały i zdrowy wysiada z samolotu.
Emeryt, zapalony podróżnik i miłośnik samotnych wypraw, zaklina się, że nic nie wiedział o ataku fal tsunami, a przez ostatnie cztery miesiące wędrował po odległych osadach Tajlandii i Malezji.
26 grudnia przeżył niewielkie trzęsienie ziemi, ale w wiosce, której wówczas był, nikt nie odniósł obrażeń. Nie kontaktował się telefonicznie z najbliższymi, gdyż - jak mówi - przebywał w miejscach odciętych od świata.
Oficjalnie na liście osób, zaginionych w wyniku azjatyckiego kataklizmu, figuruje 42 Włochów. Potwierdzono śmierć 20 osób.
Sylwia Wysocka