Oczy mordercy
Sto tysięcy odszkodowania żąda od Kamila Putrzyńskiego matka zabitego przez niego pracownika Politechniki, Krzysztofa Krolika. Taki wniosek wpłynął do sądu.
Wczorajszą rozprawę w tej sprawie zdominowała jednak inna kwestia - oczy oskarżonego.
Pieniądze miałyby być zadośćuczynieniem za straty moralne, których 74-letnia kobieta doznała z powodu śmierci jedynego syna, brutalnie zamordowanego przez studenta. Jak napisała sądowi, jest w złym stanie psychicznym i fizycznym. Syn pomagał jej finansowo, a teraz trudno jest jej związać koniec z końcem. Będzie musiała wynająć osobę do pomocy. Na to wszystko potrzebne są pieniądze.
- W 2000 roku zmarł mój mąż. Ta ostatnia tragedia bardzo podkopała moje zdrowie - napisała Jadwiga Krolik, która w procesie występuje jako oskarżyciel posiłkowy.
Wczoraj nie było jej na sali sądowej. Sąd na razie nie podjął w tej sprawie żadnych decyzji. Na kolejnej rozprawie przesłuchiwane były pracownice uczelni, które widziały skutki wizyty studenta w pokoju wykładowcy. Na wszystkich, oprócz widoku krwi, ciała Krzysztofa Krolika i poważnie rannego Czesława Stefańskiego, największe wrażenie zrobiły oczy Putrzyńskiego.
- Pan Putrzyński leżał związany na podłodze - mówiła kierownik dziekanatu. - Kiedy go wynoszono, był bardzo blady, ale spokojny. Nie reagował na nic. Miał nienaturalnie wielkie oczy. Źrenice były powiększone, jakby po zażyciu narkotyków.
Inny świadek, pracownica dziekanatu, też na zawsze zapamiętała oczy zabójcy.
- Moją uwagę zwrócił ich niesamowity wygląd. Pociemniały, jak gdyby w szale - opowiadała.
- Czy coś zwróciło pani uwagę na twarzy? Jakiś grymas, mimika? - zapytał Putrzyński.
- Nie, tylko te oczy - powiedziała kobieta patrząc na oskarżonego.
Wczorajsze zeznania to punkt dla obrony, która chce wykazać, że student działał np. pod wpływem narkotyków. Studentowi grozi dożywocie.
Zabił siekierą
Do tragedii na Politechnice Gdańskiej doszło 19 czerwca ubiegłego roku. Kamil Putrzyński zabił siekierą pracownika uczelni Krzysztofa Krolika, a wykładowcę Czesława Stefańskiego poważnie ranił. Wszystko działo się w pokoju tego ostatniego. W czasie procesu Putrzyński odmówił składania wyjaśnień. Nie odpowiedział też na pytanie, czy przyznaje się do winy. Na sali sądowej zachowuje się spokojnie, jakby nie jego dotyczyła sprawa. Nie widać było po nim żadnych emocji, nawet gdy świadkowie opisywali przebieg tragedii. Wczoraj obruszył się, kiedy kierownik sekretariatu nazwała go "studentem niskiego pułapu".
Czesław Romanowski