PolskaO włos od śmierci

O włos od śmierci

Dziewięć osób rannych, 13 samochodów rozbitych, autostrada A4 zablokowana przez wiele godzin. To efekt dwóch groźnych wypadków na tej drodze To prawdziwy cud, że nikt nie zginął! – kręcili z niedowierzaniem głową strażacy, patrząc na zmiażdżone samochody, odłamki szkła, plastiku i plamy oleju. Tak wyglądała autostrada po drugim z wypadków w okolicach podwrocławskiej Żórawiny.

O włos od śmierci

01.08.2007 | aktual.: 01.08.2007 08:30

W tym karambolu brało udział 11 samochodów, w tym dwa ciężarowe. Ci, którzy nimi podróżowali, mogą mówić o szczęściu w nieszczęściu. Bo takiej kraksy dawno na autostradzie nie było. A właściwie dwóch, które ściśle łączyły się z sobą. Najpierw, tuż przed 7 rano przy stacji paliw przy Węźle Bielańskim na drodze w kierunku Legnicy zderzyły się dwa tiry – jeden najechał na drugi z taką siłą, że ten się przewrócił. Z drugiej ciężarówki wysypał się ładunek. Jeden z kierowców został ranny i trafił do szpitala. Policja wstrzymała ruch na kilka godzin na tej części drogi, a samochody jadące w stronę zachodniej granicy skierowała przez łącznik tuż przy stacji paliw. Błyskawicznie utworzył się długi korek.

Strażacy i policjanci nie zdążyli uporać się ze skutkami pierwszej kraksy, gdy kilka kilometrów dalej doszło do kolejnego wypadku, tym razem w okolicach Żórawiny.

Jak kostki domina

Droga była śliska, a samochody w wielkim korku posuwały się w żółwim tempie. Na tych, którzy wolno jechali w kierunku Wrocławia, najechał rozpędzony czeski tir. – Pędził jak wariat, ponad setkę na godzinę. Wjechał w nas od tyłu i wszystkich popychał. Nie było dokąd uciec. Hamulce mu poszły czy co?! – przeżywał jeden z kierowców, który wyszedł z kraksy bez szwanku i bezradnie patrzył na swoje rozbite auto. Samochody, uderzone z wielkim impetem, wpadały na siebie jak kostki domina. Na miejscu po kilku minutach pojawiło się 6 wozów straży pożarnej, a potem karetki pogotowia.

– On chyba zasnął. Młody synek, nie jakiś stary kierowca. A niech pani popatrzy, co zrobił z moją toyotą. Czteroletnie autko i nic z niego nie zostało. Do kasacji się nadaje – załamywał ręce Kazimierz Kornasz, mieszkaniec Rybnika, który jechał odwiedzić córkę we Wrocławiu. Jego samochód został niemal wciśnięty pod ciężarówkę. Mimo to jego właściciel został tylko lekko ranny – w rękę i brzuch. – Żona ma rozciętą głowę, do szpitala pojechała, ale lekarz mówi, że nie jest źle – opowiadał Górnoślązak, trzymając się za brzuch. Po kilku minutach ekipie pogotowia wreszcie i jego udało się namówić, by pojechał na badania do szpitala. – Jest pan w szoku, lepiej niech pan pojedzie – przekonywała lekarka. Wreszcie pan Kazimierz ustąpił.

Połamani, ale żywi

Najciężej rannych przetransportowano śmigłowcem do szpitali. – Pan Bóg miał chyba dziś dobry humor, że wszyscy tu żyją – komentował jeden ze strażaków uczestniczących w akcji ratunkowej. To oni udzielali rannym pierwszej pomocy. Najbardziej ucierpiało dwóch pracowników firmy ochroniarskiej, którzy jechali służbowym samochodem. Łącznie do szpitala trafiło 9 poszkodowanych, w tym jedno dziecko. Z wyjątkiem trzech osób pozostali po opatrzeniu opuścili szpitale. – Doznali urazów jamy brzusznej, klatki piersiowej i głowy. Podejrzewamy, że mogą mieć złamania rąk i nóg – informowała dr Grażyna Paszkiet-Wójcik, lekarz inspekcyjny pogotowia. Kto zawinił? Tymczasem ruch na drodze od Opola do Wrocławia został całkowicie wstrzymany, a sznur samochodów ciągnął się kilka kilometrów. Auta, które dojeżdżały do zatoru, policjanci kierowali przez Oławę. Późnym popołudniem udało się odblokować jeden pas jezdni. Dopiero o 19 autostradą można było przejechać bez przeszkód. Policja nie chciała wypowiadać się na temat winy
kierowcy tira z Czech. Mężczyzna został zatrzymany. Jego zeznania mają pomóc w wyjaśnieniu przyczyn wypadku.

Eliza Głowicka

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)