Noworodek w plecaku
W zielonym harcerskim plecaku podrzucił ktoś wczoraj noworodka – dziewczynkę, na schody szpitala im. Madurowicza. Dziecko w ostatniej chwili, w stanie skrajnego wyczerpania, trafiło w ręce lekarzy. Była godzina 13.15. Mąż jednej z pacjentek szpitala zwrócił uwagę ochroniarzowi, że na schodach przy budce telefonicznej leży jakiś plecak.
– Wyszedłem i wziąłem ten plecak na portiernię – mówi Bolesław Domżalski, ochroniarz. – Miałem go wrzucić do takiego magazynku różnych rzeczy, ale coś mnie tknęło i otworzyłem plecak. Zobaczyłem nóżkę noworodka. Natychmiast zadzwoniłem po lekarza.
Gdyby ochroniarz wyszedł na schody 20 minut później, dziecko prawdopodobnie już by nie żyło.
– Trafiło do nas w stanie skrajnie ciężkim. Organizm był już bardzo wychłodzony, a serce ledwo biło. Na dodatek dziecko włożone było główką do dołu, przez co miało utrudnione oddychanie – mówi dr Paweł Kawczyński z oddziału intensywnej terapii i patologii noworodka. – Ta dziewczynka musiała urodzić się kilka godzin przed tym, jak została podrzucona.
Stan noworodka nadal jest ciężki. Według lekarzy, dopiero w najbliższych dniach okaże się, czy dziewczynka przeżyje. Na razie jej życiowe czynności podtrzymuje medyczna aparatura.
W szpitalu pojawili się policjanci. Przywieziono również przewodnika z psem. Pies podjął trop i doprowadził do pobliskiego przystanku autobusowego.
– Poszukujemy matki noworodka i sprawdzamy, w jaki sposób dziecko zostało podrzucone na schody szpitala – mówi nadkom. Dariusz Krawczyk, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
(tj)