Nowa wojna hazardowa
Zaczęła się walka z szarą strefą na rynku automatów do gry. Celnicy i policjanci niektóre nawet zabierają. Nielegalny hazard trzeba jednak udowodnić - pisze "Gazeta Wyborcza".
Wrocławski celnik: - Sprawdzamy z policją, czy stojące w znanych nam miejscach automaty są zgodne z ustawą o grach losowych. Wszystkie nielegalne zatrzymujemy i przekazujemy sprawę do urzędu skarbowego, który może postawić zarzut o nielegalny hazard.
Na Dolnym Śląsku zatrzymano już 87 automatów. Blisko jedna trzecia należy do warszawskiej firmy Topaz. Adwokat tej firmy Jacek Sobczak: - W ostatnich latach mieliśmy w innych miastach w Polsce osiem podobnych spraw. Wszystkie wygraliśmy w sądzie. Żeby udowodnić nielegalny hazard, nasze automaty musiałyby wypłacać wygrane pieniężne lub rzeczowe, ale nie wypłacają.
Według pracownika Topaza policja przesłuchiwała barmana z lokalu, w którym stały automaty ich firmy: - Na komisariacie przez kilka godzin go straszyli, żeby się przyznał, że wypłacał pieniądze graczom.
W pewnym pubie celnicy zastali kilka maszyn połączonych metalową sztabą - żeby nie można było ich wynieść. - Opieczętowaliśmy je, odwróciliśmy do ściany, żeby nikt nie mógł grać, i zostawiliśmy pod opieką właściciela lokalu - opowiada celnik. - Ale nie sposób zagwarantować, że nikt na nich nie gra.