NIK poza kontrolą
Nie tylko posłowie, senatorowie czy
prezydenccy urzędnicy leczą się w luksusowych warunkach za nasze
pieniądze, twierdzi "Fakt" i ujawnia, że odkrył kolejną tajną
przychodnię dla wybranych. Tym razem w Najwyższej Izbie Kontroli,
której świętym obowiązkiem - jak pisze gazeta - jest chronić nas
przed nieuczciwymi urzędnikami!
W podziemiach ogromnego gmachu NIK przy ulicy Filtrowej w centrum Warszawy ukryta jest przychodnia, w której bez stania w kolejkach leczą się pracownicy NIK. Do ich dyspozycji niemal na zawołanie jest kilku lekarzy ogólnych, dentysta, a na zmęczonych ciężką pracą urzędników czeka jeszcze masażysta, rehabilitant i fizykoterapeuta. Zwykły Polak nie ma co marzyć, by zapisać się tam na wizytę.
Według "Faktu" kierownictwo NIK utrzymuje przychodnię z pieniędzy, które dostaje z budżetu - czyli z naszych podatków. A nie z Funduszu Zdrowia, który zbiera pieniądze ze składek zdrowotnych. Nie dość więc, że 2 tysiące pracowników i emerytów NIK ma dostęp do szpitali czy przychodni na tych samych zasadach co każdy z nas, to jeszcze wyciągają z naszych kieszeni pieniądze na konsultacje lekarskie, plombowanie sobie zębów czy masaże, pisze "Fakt".
Według gazety w przyszłym roku na tajną przychodnię z pieniędzy, które NIK dostanie z budżetu, pójdzie aż 200 tys. zł.