Nie doczekał się na USG - zabił się
Marian Socha (+79 l.) ze Słupcy (woj. wielkopolskie) był zawsze okazem zdrowia. Gdy dopadła go choroba, dostał skierowanie na USG brzucha z terminem za... 3 tygodnie. A bardzo cierpiał. Pan Marian nie doczekał się badania i sam skrócił swoje męki. Powiesił się na drzewie.
Państwo Socha byli małżeństwem ponad 50 lat. Pan Marian zawsze opiekował się żoną, która miała mniej sił i witalności niż on. – Był okazem zdrowia. Nigdy w życiu nie był u lekarza. Jak już czuł się gorzej, to wypił ziółka i znów czuł się dobrze – opowiada żona Janina (72 l.).
Miał też sporo zainteresowań. Grał na harmonii, znał na pamięć „Pana Tadeusza" i sam nauczył się korzystać z komputera. – Gdy wracał z działki, siadał przy biurku, otwierał laptopa i przeglądał internet – mówi córka Maria (49 l.). Taka sielanka mogłaby trwać pewnie jeszcze wiele miesięcy, gdyby pan Marian nie poczuł się źle.
– Nie wiadomo było, co mu jest, bo nie chciał iść do lekarza. Żadną siłą nie mogłam go zmusić – mówi pani Janina. Czuł się coraz gorzej. Nie mógł nic jeść i wymiotował. W końcu poszedł do specjalisty. Lekarz zbadał cierpiącego pana Mariana i wypisał skierowanie na USG. Ale badanie miało się odbyć dopiero za trzy tygodnie!
Cierpienia, jakie przeżywał starszy pan, niejednego młodszego by wykończyły. Biedak dosłownie skręcał się z bólu. Wieczorem ubrał się i powiedział żonie, że idzie do szpitala. Kiedy nie wracał kilka godzin, zaniepokojona pani Janina poszła go szukać. Nigdzie nie było śladu po jej mężu. Do szpitala w ogóle nie dotarł. Okazało się, że się powiesił. Ciało znalazł przypadkowy przechodzień. Leżało pod drzewem, a na szyi wisiał sznur.
– On nie popełnił samobójstwa, tylko skrócił swoje męki. Był najlepszym tatusiem na świecie – rozpacza córka Maria (49 l.). Sekcja zwłok wykazała, że pan Marian miał ostre zapalenie woreczka żółciowego. A na prywatne leczenie nie było go stać.
W przychodni, gdzie pan Marian dostał skierowanie usłyszeliśmy, że lekarz nie decyduje o terminie badania USG. I jej termin uzależnia od wcześniej zapisanych chętnych. W tym wypadku wolny termin był niestety dopiero za trzy tygodnie. Szpital, do którego nie zdążył trafić chory informuje zaś, że średni czas przyjęcia na takie badanie to dwa tygodnie.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Babcia Marcelina złapała fałszywego wnuczka