Nasz drogi wychowawca
Jutro koniec roku szkolnego. Wielu uczniów
zaniesienie nauczycielom podarunki. Zdaniem prawników to
przestępstwo - pisze "Słowo Polskie Gazeta Wrocławska".
22.06.2006 | aktual.: 22.06.2006 00:27
W tamtym roku składaliśmy się na biżuterię, a w tym na otwarzacz DVD- mówi Marek, który kończy gimnazjum. Dla niego i jego kolegów, prezenty dla nauczycieli, to nic nadzwyczajnego. Czasem wymyślają je sami albo pytają wprost: co pani chciałby dostać?
Ale choć uczniowie dają, a nauczyciele biorą, to, paradoksalnie, w szkołach problem nie występuje. Przynajmniej tak twierdzą dyrektorzy. Nie zetknęła się z nim nigdy Renata Bohdanowicz ze Szkoły Podstawowej nr 1 przy ul. Nowowiejskiej ani Jerzy Sieroszewski z SP nr 61 przy ul. Skarbowców. W tym ostatnim przypadku pewnie dlatego, że Sieroszowski prezentom powiedział "nie" i zakazał nauczycielom brać od uczniów jakiekolwiek podarunki. Nawet symbolicznego kwiatka. Uznał bowiem, że to strata pieniędzy. W jego szkole rodzice już się odwdzięczyli remontując z własnych środków pięć sal lekcyjnych.
Dyrektorzy nie chcą się przyznać, że problem istnieje-ocenia Maria Kramarczyk z Dolnośląskiego Kuratorium Oświaty. Ale kto ma dzieci, ten wie.
Wie również Kuratorium, ale nie reaguje, bo nie ma podstaw. Żadne skargi od dyrektorów, rodziców czy nauczycieli jeszcze tam nie dotarły. Podobnie jak do Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego we Wrocławiu. Nie mieliśmy żadnych sygnałów o takich praktykach- przyznaje dyrektor Lilla Jaroń, która jest zwolenniczką własnoręcznie przygotowanych podarunków.
Do dzisiaj ma swój portret namalowany przez uczennicę. Wie, że problem istnieje. Nie jest w stanie jednak ani ocenić skali tego zjawiska, ani mu przeciwdziałać. Przecież oficjalnie nikt się jej o tym nie doniósł. (PAP)