Nag(ł)a praca dla studentek
W gablocie Akademii Ekonomicznej w Poznaniu znajduje się ogłoszenie o pracy dla studentek. Dziennikarki "Gazety Poznańskiej" próbowały skorzystać z tej oferty. Okazało się, że praca polega na erotycznych rozmowach przez internet i... striptizie.
Praca na wakacje od zaraz. Niemiecka firma poszukuje studentek do współpracy - tak po przetłumaczeniu brzmi ogłoszenie firmy. Kartka formatu A-4 była wciśnięta w szklaną gablotę Akademii Ekonomicznej. Pod ogłoszeniem był numer telefonu.
Lepiej się rozebrać
Pojechaliśmy na ulicę Milczańską w Poznaniu, gdzie znajduje się siedziba firmy. Okazuje się, że zajmuje ona kilka mieszkań w jednym bloku. Drzwi w pierwszym otwiera nam bardzo młoda dziewczyna - ma nie więcej niż 20 lat.
- Proszę pójść na wyższe piętro, tam jest szef - mówi. W kolejnym mieszkaniu również nie ma szefa. Tam kolejna dziewczyna wychyla głowę zza uchylonych drzwi i podaje numer następnego mieszkania. Ostatnie drzwi otwiera mężczyzna.
Pytamy o charakter pracy. Właściciel firmy nie owija w bawełnę. Mówi, że jest szefem polsko-niemieckiej spółki i szuka młodych dziewczyn do pracy na czacie internetowym, na który wchodzą niemieccy biznesmeni, lekarze, prawnicy.
- Czat ma podtekst erotyczny - zaznacza na wstępie. - Ale to nic zboczonego i na pewno nie pornografia. Robi pani to, na co ma pani ochotę. Rozmawia pani również o seksie - ale gdzie go nie ma?
Okazuje się, że rozbieranie nie jest potrzebne.
- Ale wtedy pani nie zarobi - twierdzi.- Mogę dać pani niekrępujące mieszkanie. Oczekuję tylko odwagi i zdrowego podejścia do problemu. Na Zachodzie większość studentek zarabia w ten sposób. Nikt się niczego nie wstydzi - tłumaczy rzeczowo.
Podchodzi do komputera. Próbuje pokazać, na czym ma polegać praca - ale sieć się zawiesza. W końcu pokazuje fotografie erotyczne dziewcząt, które dla niego pracują. - Niektóre pracują tak od ponad roku i nie narzekają - mówi. - Mamy do siebie ogromne zaufanie.
Z trzema na raz
Z "umowy o dzieło", jaką otrzymaliśmy wynika, że praca polega na "wykonywaniu przedstawień artystyczno-wizualnych" oraz "świadczeniu usług jako fotomodelka lub prezenterka". Z umowy wynika również, że kobiety otrzymują 25 procent prowizji od zysku z połączeń internautów. Mężczyzna prezentował "na żywo", jak zarobić na prowizję. Na monitorze w jego gabinecie ukazuje się jeszcze ubrana dziewczyna.
- Ona może w jednej chwili rozmawiać z pięcioma facetami - mówi. - Jednak najlepiej dziewczynom pracuje się, kiedy rozmawiają z trzema. Niech pani popatrzy. W tym nie ma nic złego... To jak, decyduje się pani?
Kamuflaż tancerki
Dziekanat Akademii Ekonomicznej zapewniał nas, że ogłoszenia "niemieckiej firmy" co kilka tygodni wyrzuca z gabloty. - My nie odpowiadamy za treść takich ogłoszeń. Taką informację powiesiliśmy w gablocie - tłumaczy Maria Chomska, rzecznik prasowy Akademii Ekonomicznej.- Pomiędzy szybami jest przerwa i bardzo często wrzucane tam są ogłoszenia nie sygnowane przez Akademię Ekonomiczną. O tym ogłoszeniu nikt nie wiedział.
Dowiedzieliśmy się, że właścicielem stron internetowych jest firma Kalypso z Poznania. Jej szefem jest młody informatyk, który stronę sieci zarejestrował w Niemczech.
- Prowadzę legalny interes mający charakter portalu towarzyskiego - tłumaczył nam mężczyzna (wywiad obok). Powiatowy Urząd Pracy przyznaje, że oferty towarzyskie i erotyczne są często przemycane do biur pośrednictwa w zakamuflowanej formie.
- Pamiętam ofertę, gdy poszukiwano tancerki. Jakiś mężczyzna chciał, abyśmy umieścili to w swojej ofercie. Gdy pytałam, o jaki taniec chodzi, to odparł: wystarczy, że kobieta będzie się dobrze poruszać - tłumaczy Maria Sowińska z Powiatowego Urzędu Pracy w Poznaniu. W przypadku firmy Kalypso bezradny jest jednak nawet Inspektorat Pracy.
- Jeśli w tej firmie nikt nie łamie stosunków pracy, to nic nam do tego. Możemy tylko przestrzec młode kobiety, że prace o charakterze erotycznym mogą być niebezpieczne - mówi Jacek Strzyżewski z PIP.
Ja dziewczyn nie zmuszam!
Rozmowa z Maciejem, administratorem erotycznej strony internetowej w Poznaniu i właścicielem firmy Kalypso.
Czym zajmują się dziewczyny w pana firmie?
- Kontaktują się z nimi przez interenet osoby, które chcą porozmawiać z młodymi kobietami. Firma zajmuje się przekazywaniem danych przez Internet w czasie rzeczywistym.
A jakie to "dane"?
- To są obrazy i rozmowy z internautami.
Obrazy erotyczne?
- Nie, nie erotyczne. Traktuję tę działalność jako portal towarzyski. Każdy, kto chce porozmawiać z dziewczynami, może wpisać adres w przeglądarce.
Strona jest w języku niemieckim. Dziewczyny muszą znać ten język?
- No tak.
Widzieliśmy w firmie roznegliżowane młode kobiety przed kamerami.
- Ja dziewczyn do niczego nie zmuszam. To są inteligentne kobiety - głównie studentki i zależy mi bardziej na ich rozsądku niż wyglądzie.
I nie muszą się rozbierać?
- Ja do tego nie namawiam.
Ile zarabiają pana "studentki"?
- To zależy. Jeśli dziewczyna siedzi po osiem godzin przed kamerą, to może zarobić kilka tysięcy złotych.
Chodzi o to, aby jak najdłużej utrzymała internautę "na łączu"?
- O to chodzi.
Czyli takie internetowe "audiotele"?
- No właśnie. Ale dziewczyn do niczego nie zmuszam.
Rozmawiał Marcin Kącki
Joanna Kardasz, CIAM, RAJ