PolskaMroczna historia syna prokuratora

Mroczna historia syna prokuratora

Bartosz L., syn prokuratora Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, w materiałach operacyjnych policji uznawany jest za groźnego złodzieja luksusowych samochodów. Jego nazwisko wiązane jest z wieloma przestępstwami, które popełniono w Pomorskiem. Mimo to 24-letni mężczyzna ciągle cieszy się wolnością. Prokuratorzy chcą go teraz zbadać, czy... czasem nie jest niepoczytalny.

Mroczna historia syna prokuratora

16.01.2004 07:46

Ojciec Bartosza L. zapewnia, że nigdy synowi nie pomagał i jest zdruzgotany jego postawą. Aby nie posądzać gdańskiej prokuratury o stronniczość, ostatnią sprawę Bartosza L. przekazano do Bydgoszczy. Od roku trwało tam śledztwo w sprawie dziupli samochodowej, którą w 2002 r. wykryto w Pruszczu Gdańskim.

W warsztacie znajdowały się luksusowe auta, m.in. warte 100 tys. zł audi A6, skradzione 12 kwietnia 2002 w Sopocie, oraz warty 124 tys. vw T4 dostawczy, skradziony w tym samym czasie na Stogach. Zatrzymano m.in. Sławomira K., ps. "Bober" oraz Bartosza L. Temu ostatniemu zarzucono tylko paserstwo, choć podejrzewano, że mógł kraść auta. Akt oskarżenia był gotowy już w połowie 2003 roku, a jednak sprawa Bartka nie trafiła na wokandę.

- Dowiedzieliśmy się, że Bartosz L. powinien zostać zbadany przez biegłych psychiatrów, ponieważ podejrzewano, że mógł działać w stanie ograniczonej poczytalności. Dopiero w kwietniu tego roku zostanie zbadany - mówi Jan Bednarek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy. - Bartuś niepoczytalny? - śmieje się jeden z gdańskich policjantów. - Jak powoływał się na ojca i nas straszył, to wyglądał całkiem normalnie.

Jak ustaliliśmy, Bartosz L. wyjechał do Australii. Nic sobie nie robi z prawa. Pomorscy policjanci mówią wprost: to przebiegły złodziej. Żaden sąd jednak go za to nie skazał, więc Bartosz L. czuje się dobrze.

15 marca 2002 r. o godzinie 4 nad ranem z parkingu hotelu Piast w Chojnicach skradziono dwa samochody: audi A4 warte 80 tys. zł oraz mercedesa za bagatela 364 tysiące. Auta należały do dwóch Niemców Kasimira M. oraz Gerharda H. Mężczyźni przyjechali do podchojnickich Topoli na oficjalne otwarcie swojej firmy produkującej materace. Samochody były ubezpieczone, więc Niemcy wrócili do kraju w miarę spokojni. Policja wszczęła dochodzenie. Informacja o skradzionych pojazdach trafiła jeszcze tego samego dnia do wszystkich jednostek w Pomorskiem.

Około godziny 14.40 patrol policji stojący na skrzyżowaniu dróg do Kościerzyny, Przywidza i Egiertowa zauważył pędzącą kolumnę trzech samochodów. Na czele jechało srebrne audi A4, za nim mercedes i znowu audi A4. Policjanci zorientowali się, że oprócz pierwszego audi, pozostałe dwa pojazdy to te, które skradziono w Chojnicach. Próbowali zatrzymać kolumnę, ale kierowcy uciekli. Blokady również nic nie dały. Za kierownicą prowadzącego kolumnę audi A4 siedzieć miał Bartosz L.

- Policjanci poznali go, byli niemal na 100 procent pewni, że to on - mówi Janusz Gierszewski, komendant policji w Chojnicach. - Ten mężczyzna był już przez nich kontrolowany jadąc tym samym autem. Zapisali jego numery rejestracyjne.

Wydawałoby się, że jest po sprawie. L. został zatrzymany przez policję. Okazało się jednak, że 15 marca rano Bartosz rzekomo był na pogrzebie członka swojej rodziny. Alibi dali mu rodzice oraz jego dziewczyna Aleksandra W. Policjanci w to nie wierzą, jednak nikt tych wyjaśnień w śledztwie nie zweryfikował. Okazało się również, że srebrne audi Bartosza L. nie mogło pojawić się tego dnia na drodze gdzieś na Kaszubach, bo w tym czasie było w warsztacie pod Pruszczem. Drugie alibi dał Bartoszowi właściciel warsztatu w Straszynie (mężczyzna znany z mrocznych spraw, podejrzewany o handel kradzionymi pojazdami).

21 marca w Kościerzynie policjanci byli świadkami, jak młody mężczyzna, z rysopisu podobny do Bartosza L., próbował włamać się do audi A6, należącego do obywatela Niemiec. Został jednak spłoszony. Wsiadł do srebrnego audi i odjechał. Śledztwa nie prowadzono.

25 września z parkingu przy ul. Grobla w Gdańsku spod sklepu Rossmana ginie warte 100 tys. zł audi A6 na niemieckich tablicach. Akcję filmuje kamera wideo, należąca do prywatnego przedsiębiorcy. Policji nie udaje się uzyskać właściwego zapisu i na kasecie zarejestrowane zostają kadry wyświetlane co dwie sekundy. Moment, w którym przy aucie pojawiają się złodzieje, nie daje 100-procentowej pewności, że sprawcami są Sławomir K. i Bartosz L. - a takie informacje uzyskuje właśnie policja. Prokuratura przedstawia jednak zarzuty obu mężczyznom. Później sprawę umarza.

To tylko część spraw Bartosza L. Do tego dochodzi jeszcze napaść na policjantów w Bytowie latem 2001 roku oraz napad z nożem na człowieka we Wrzeszczu w czerwcu 1999. Na koniec warto wspomnieć o 30 mandatach za szybką jazdę w latach 1997 - 2000. Bartosz L. obecnie ciągle jest studentem Uniwersytetu Gdańskiego.

Waldemar Ulanowski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)