Mordobicie w klatce
Łódzki półświatek znalazł sobie nową rozrywkę. Są nią walki w klatkach. "Gala wolnej walki", która w miniony weekend odbyła się w bełchatowskiej dyskotece, przyciągnęła wielu potężnie zbudowanych, ostrzyżonych na zero chłopców z Łodzi, Zgierza i innych miast województwa.
29.06.2004 | aktual.: 29.06.2004 09:14
Część gości podjechała pod klub luksusowymi autami. Były czarne bmw z przyciemnianymi szybami, audi i mercedesy. Królowała rejestracja łódzka, zgierska, tomaszowska i bełchatowska. Nie zabrakło również samochodów na numerach warszawskich, krakowskich i dolnośląskich. Bilet na zawody kosztował 30 zł.
Ośmiokątną klatkę otoczoną siatką, w której mieli walczyć najlepsi polscy zawodnicy vale tudo, brazyliskiego jiu-jitsu, zapasów, dżudo i innych sztuk walki, ustawiono w hali głównej, w pobliżu wejścia. Już długo przed rozpoczęciem pierwszego starcia dookoła areny kłębił się tłum podekscytowanych miłośników mocnych wrażeń. Byli to przeważnie napakowani mężczyźni w obcisłych podkoszulkach. Niektórym towarzyszyły dziewczyny w kusych spódniczkach lub przylegających do ciała spodniach. Atmosferę podgrzewała ogłuszająca muzyka i błyskające, kolorowe światła. Przeciętny zjadacz chleba wiedzę o turniejach walki przeważnie czerpie z filmów. Walka w klatce jest tymczasem zupełnie inna niż ta, którą można obejrzeć w filmie „Krwawy sport“ z Jeanem Claudem Van Dammem. W niej nie ma czasu na akrobatyczne wyskoki i uderzenia. Decyduje brutalność, siła, waga zawodników, umiejętność sprowadzenia przeciwnika do parteru i zadania mu nokautującego ciosu. Wszystkie chwyty są dozwolone. Nie wolno tylko atakować oczu, krtani,
kręgosłupa i tyłu głowy. Zakazane jest także gryzienie, szczypanie, ciosy w krocze i wyłamywanie palców. Nad przebiegiem starcia czuwa sędzia. Wiele z nich kończy się poddaniem zawodnika. Często też zwycięzcę wyłaniają sędziowie. Wśród jurorów bełchatowskiego turnieju był m.in. Radosław Olczyk, zdobywca pucharu Europy w karate tradycyjnym.
Jako pierwsi weszli do klatki zawodnik z Sopotu oraz reprezentant vale tudo z Łodzi. W wolnej walce, w odróżnieniu od innych tego typu zawodów, każdy może się sprawdzić z każdym, bez względu na szkołę lub styl walki, jaki reprezentuje. Największą szansę mają zawodnicy vale tudo, które jest kompilacją różnych stylów walki, głównie brazylijskiego jiu-jitsu (system ma na celu doprowadzenie do walki w parterze i jej zakończenie za pomocą dźwigni i duszenia), boksu tajskiego (narodowa sztuka walki Tajów, bezkonkurencyjna wśrów stylów „uderzanych“, charakterystyczne są niskie kopnięcia w udo oraz klincz z użyciem łokci i kolan), zapasów oraz zwykłego boksu.
Zawodnicy zasypują się gradem ciosów
– Dobra. Bij go, jest twój – pada z widowni. Jeden z walczących unosi przeciwnika, rzuca na plecy i zaczyna okładać pięściami. Walka jest zakończona.
– A teraz wystąpi dżudoka z Warszawy, wicemistrzrz Europy w wadze do 80 kg. Jego przeciwnikiem będzie zawodnik taekwondo z Łodzi – podaje spiker.
Na górujący nad salą podest wybiega pierwszy, potem drugi zawodnik. Obaj prężą mięśnie i podnoszą ręce w geście zwycięstwa. Starcie rozpoczyna się ostrą wymianą ciosów. Potężne sierpowe lądują na szczęce raz jednego, raz drugiego zawodnika. Na twarzy jednego z nich pojawia się krew. Widownia szaleje.
– Bij, zabij – wyje tłum. Krwawiącym zawodnikiem zajmuje się lekarz. Wkrótce walka zostaje przerwana. Widownia jest niepocieszona.
Do kolejnego starcia staje zawodnik z Aleksandrowa Łódzkiego trenujący brazylijskie jiu-jitsu i niższy, mocno zbudowany zapaśnik z Łodzi.
Przeciwnicy nie oszczędzają się. Po chwili zapaśnik zalewa się krwią.
– Misiek dobij go – ktoś krzyczy na cały głos. Zawodnicy ciężko dyszą. Są bardzo zmęczeni. Z widowni rozlegają się gwizdy.
Niższy wzrostem zapaśnik chce powalić przeciwnika. Próbuje kopać. W parterze wielkość i siła przeciwnika mają mniejsze znaczenie. Każdy klincz, uderzenie lub kopnięcie, może zakończyć się nokautem. Zapaśnik w końcu zbija z nóg przeciwnika, siada na nim okrakiem i zaczyna młócić go pięściami. Po chwili sytuacja zmienia się na jego niekorzyść. Zapaśnik otrzymuje kilka potężnych ciosów i jest wyraźnie zamroczony. Sędzia pokazuje, żeby zajął się nim lekarz. Potem ktoś wpycha go znów do klatki. Mężczyzna pada jednak jak długi i walka zostaje zakończona. W kolejnym starciu po kontrowersyjnej decyzji sędziego zwyciężył utytułowany reprezentant Gdyni. Ostatnie, piąte starcie, które jak zapowiadano miało być walką wieczoru, zakończyło się po kilkunastu sekundach, zwycięstwem zawodnika z Łodzi.
Jacek Penc