Modlitwa ćpuna

Kiedy usłyszałam ojca, który dziękował Bogu za to, że jego dzieci były narkomanami, pomyślałam: wariat. Teraz sama czuję wdzięczność, że syn spotkał na swojej drodze narkotyki. Wcześniej w naszym życiu brakowało silnej wiary, ufności, pokoju i zgody – mówi pani Grażyna, matka uzależnionego Adama.

17.02.2005 | aktual.: 17.02.2005 18:09

Ranek w Giezkowie koło Koszalina. Jeden z domów międzynarodowej wspólnoty dla narkomanów Cenacolo. Trzydziestu mężczyzn (w większości dwudziestokilkulatków) po śniadaniu rozchodzi się po budynku i ogrodzie – każdy do swojej pracy.

Byle nie w żyłę

Polacy, Włosi, Chorwaci, Ukraińcy. Wszyscy ćpali. Rok, dwa, cztery, niekiedy dziesięć. Zażywali marihuanę, amfetaminę, kokainę, nawet heroinę. Żeby zdobyć kolejną działkę, oszukiwali, kradli, handlowali prochami. Adam potrafił wyjąć pieniądze z portmonetki, którą mama ze strachu nosiła ze sobą nawet do toalety. Marcel próbował sprzedać obrączkę taty, upłynnił rodzinne antyki, które osiągają teraz zawrotne ceny na angielskiej giełdzie, na tysiące okradł swoją dziewczynę, korzystając z jej karty kredytowej. Diego zabierał pieniądze z rodzinnej firmy. Dopóki nie brali w żyłę, tłumaczyli sobie, że nie są uzależnieni – mogą przestać, kiedy chcą. Później okazywało się, że nie jest to takie łatwe. W Cenacolo wychodzą z nałogu nie za pomocą środków chemicznych i wymyślnej terapii, ale przez „normalność”: modlitwę, przyjaźń i pracę.

Najlepszy psycholog
Siostra Elwira Petrozzi, która 22 lata temu założyła w Saluzzo we Włoszech pierwszy dom dla wspólnoty, tłumaczy że „Cenacolo” (z włoskiego „Wieczernik”) oznacza bycie z Panem.
– Bo to właśnie Bóg układa dla każdego z nas najwspanialszy scenariusz życia – podkreśla. – On najlepiej wie, czego potrzebujemy. On także jest najlepszym psychologiem i najlepszym lekarzem.
Ci, którzy są w Cenacolo dwa, trzy lata, zaczynają rozumieć te słowa. Zapytani o program wspólnoty, z przekonaniem odpowiadają, że każdy z nich zdobywa go na kolanach.
Dlatego chłopcy modlą się tu kilka razy dziennie. W ciągu dnia odmawiają jedną lub dwie części Różańca, a gdy tylko mają okazję, uczestniczą we Mszy św. Rano i wieczorem wspólnie adorują Najświętszy Sakrament, który przechowują w kaplicach wszystkich domów (obecnie na świecie jest ich około pięćdziesięciu). Prowadzą wieczystą, indywidualną adorację – w każdej godzinie doby ktoś inny ze wspólnoty na całym świecie czuwa przez Jezusem.
– Dzięki modlitwie mam w sercu pokój – mówi Marcel (Polak, 28 lat, ćpał dziesięć lat, we wspólnocie jest od ponad trzech lat). – Świat może się walić: pokłóciłeś się z najlepszym przyjacielem, źle poszedł mecz, dowiedziałeś się, że w rodzinie jest tragedia – mimo to po adoracji zachowasz w swoim wnętrzu ciszę. Adamowi (Polak, 26 lat, brał przez sześć lat, we wspólnocie jest od ponad trzech lat) modlitwa pomogła uwierzyć w to, że Bóg rzeczywiście opiekuje się ludźmi. Mógł tego doświadczyć, ponieważ we wspólnocie nie korzysta się z pomocy finansowej z instytucji ani nie pobiera opłat od rodzin narkomanów. „Żyje z Opatrzności”, prosząc Boga o niezbędne produkty i sprzęty, pracując w domu, pomagając innym i korzystając z ich dobrego serca.

Niech żyje brak obłudy!
Narkomani zaczynają się modlić, ponieważ doświadczają, jak w Cenacolo wprowadza się modlitwę w czyn.
– Zawsze denerwowała mnie obłuda ludzi – to, że odmawiają pacierze, a w ich życiu nic się nie zmienia – mówi jeden z chłopaków. – W jej siłę uwierzyłem dopiero wtedy, gdy wspólnota pokazała mi, jak wprowadzać ją w czyn. Prowadzili przyjacielskie rozmowy, tłumaczyli, dali to, czego zawsze szukałem: radość, wolę do życia i do bycia razem. A ja wiedziałem, że to potrafią, ponieważ modlą się i wierzą.

Lekarstwem jest drugi człowiek
Siostra Elwira podkreśla, że w rodzinach zbyt dużo mówi się o pieniądzach, a za mało uwagi poświęca się dziecku. Młodzi, nie znajdując szczęścia w domu, szukają go w narkotykach. Dlatego wspólnota zwraca uwagę na człowieka, jako na ogromną wartość, i obdarza go miłością.
Każdy „nowy” otrzymuje tzw. anioła stróża – chłopaka, który uporał się już częściowo ze swoim problemem i służy teraz „młodemu” dzień i noc radą oraz wsparciem. Podczas dnia wszystkie zajęcia są ustalone tak, by zwracać uwagę na drugiego.
Jeden uczy się na głos włoskiego (to język, którym porozumiewają się tu ludzie z różnych krajów), kolega obok zmywa w tym czasie talerze. Najważniejsze jest nie to, ile się zrobi, ale – by być przy tym razem. Dlatego, gdy byli narkomani mijają się w domu czy ogrodzie, mówią z uśmiechem: Jak się czujesz? O czym myślisz? Jak idzie?
– Ci, którzy wstępują do wspólnoty, mają wiele kompleksów i często nie potrafią mówić o niczym innym oprócz samochodów, pieniędzy i seksu – wyjaśnia Marcel. – Dlatego w Cenacolo rozmawia się ze sobą i o sobie podczas posiłków, w czasie wolnym i na spotkaniach w grupach. W ten sposób chłopaki uczą się nazywać swoje uczucia, poznawać prawdę o sobie i akceptować ją.
Diego (Włoch, 22 lata, brał dwa i pół roku, w Cenacolo od trzech lat) dodaje, że „bycia razem” uczy ich praca.
– Przedtem unikaliśmy pracy, dlatego uczymy się jej tutaj, by później móc utrzymać rodziny – mówi. – Wykonujemy także te zajęcia, których nie lubimy – tak jak w życiu. Bo wspólnota jest szkołą życia.

Wyrzucone maski

Niewyszukane środki: modlitwa, przyjaźń i praca pomagają wyjść z nałogu ok. 75 proc. osób, które wstępują do Cenacolo. Uczą poznawać prawdę o sobie: odkrywać wady, zalety i zdolności.
– Przedtem zakładałem maski: inną dla rodziców, inną dla dziewczyny, inną dla szefa – mówi Marcel. – Nie potrafiłem pokazać, kim naprawdę jestem, przez co nie wiedziałem, jaki jestem. We wspólnocie odkryłem prawdziwe „ja”: swoje zalety, wady i zdolności.
Diego w Cenacolo pozbył się m.in. ciągłego uczucia osamotnienia. – Przed wspólnotą moją zdolność nawiązywania kontaktów wykorzystywałem, by oszukać ludzi – zwierza się Adam. – Tu nauczyłem się wykorzystywać ją do pomagania innym.
Mama Adama także zauważyła tę przemianę. Mówi, że przedtem prawie mu nie ufała, a teraz potrafią szczerze rozmawiać.
– Adam nie udaje, naprawdę jest otwarty – podkreśla. – A ja mogę być szczęśliwą matką syna, który kiedyś rozpoczął głupie życie, a teraz wyszedł na prostą. We wspólnocie innego stylu życia uczą się nie tylko narkomani i ich rodziny.
– Chłopcy dają mi przykład życia prostego, w prawdzie, co dla księży też jest trudne – mówi ks. Wacław Grondalski, opiekun wspólnoty w Polsce i prezes zarządu Fundacji Charytatywnej im. bp. Czesława Domina, która daje wspólnocie osobowość prawną. – Tu czuję się wolny.

Dorota Bareła

Źródło artykułu:Gość Niedzielny
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)