Młodzi wolą pracować za granicą
W regionie słupskim nie będzie miał kto zebrać zboża. Wykwalifikowanych kombajnistów po prostu nie ma. Nie pomagają nawet wysokie stawki - 30 złotych za godzinę. Nie ma też komu budować dróg czy sprzedawać w sezonowych barach. Dlaczego?
26.06.2007 | aktual.: 30.07.2007 14:32
Przeciętne płace w krajach "starej UE" są o 130 do 280% wyższe niż płace na porównywalnych stanowiskach w Polsce, więc kto żyw wyjeżdża. Dzisiaj dałem ogłoszenie o naborze kombajnistów na żniwa- mówi Janusz Wójkowiak spod Sławna. Stawki na kombajnie zaczynają się od 25 złotych, a kończą nawet na 35. Problemem jest zupełny brak wykwalifikowanej kadry. Kombajniści starszego pokolenia nie są już w stanie wsiąść na maszynę i wyjechać w pole, a młodszych po prostu nie ma.
Pracodawcy coraz częściej informują o problemach z pozyskaniem pracowników np. w branży budowlanej, gastronomii, czy przy pracach sezonowych. Jak to możliwe, że w kraju o 14-procentowej stopie bezrobocia nie można znaleźć ludzi do pracy?
Praca w kraju ma przyszłość, gdy pensje będą na poziomie Unii Europejskiej. Obecnie polskie pensje to zaledwie 1/5 unijnych - twierdzi Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club. Polacy wyjeżdżają za granicę w poszukiwaniu pracy, ponieważ kiepsko zarabiają. Tę sytuację trzeba zmienić poprzez reformy. Reformy czy po prostu potrzebne są podwyżki?
Gospodarka się rozwija, jesteśmy w Unii Europejskiej, pracownicy porównują swój standard życia do kolegów wykonujących ten sam zawód za granicą i chcą żyć podobnie - dodaje Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ "Solidarność". Przechodzimy transformację już 18 lat i trudno ciągle mówić pracownikom, że mają zaciskać pasa.
Na słowach jednak wszystko się kończy. Zamiast zmieniać przepisy i podnosić pensje, pracodawcy zaczęli rozglądać się gdzie indziej za murarzami, dekarzami, monterami czy operatorami koparek. Anna Kalata, minister pracy, zamierza wprowadzić ułatwienia w zatrudnianiu sezonowych pracowników zza wschodniej granicy, a nawet z Dalekiego Wschodu. Jednak czy będzie to rozwiązanie wszystkich problemów?
Wczoraj "Solidarność" wystąpiła z apelem do rządu o pilne opracowanie strategii migracyjnej państwa. Jej podstawowym założeniem ma być obligatoryjne zrównanie w polskich przedsiębiorstwach pensji Polaków i cudzoziemców pracujących na tych samych stanowiskach. Związkowcy chcą także, aby obcokrajowcy mogli organizować się w związki zawodowe. Konieczne jest otwieranie polskiego rynku pracy na inne rodzaje działalności gospodarczej, w których brakuje pracowników - twierdzi Marta Wojtach z Konfederacji Pracodawców Polskich. Jednak pracodawcy oczekują na kompleksowy plan znacznego obniżenia pozapłacowych kosztów pracy. Bez tego może się okazać, że pracownicy ze Wschodu nie będą zainteresowani legalną pracą w naszym kraju.
Wyższe pensje to mit
Rozmowa z Bogusławem Ziętkiem, przewodniczącym Wolnego Związku Zawodowego Sierpień '80.
Dlaczego pracownicy uciekają z Polski?
- To proste, bo płaca minimalna w naszym kraju jest 4 razy niższa niż w innych krajach Unii Europejskiej, a 40 proc. młodych ludzi nie ma nawet szansy na podjęcie pierwszej pracy. Polacy będą szukali innych miejsc, aby ułożyć sobie życie. Dodatkowo przez lata zniszczono całkowicie szkolnictwo zawodowe. Nie kształci się ludzi w zawodach, które są potrzebne.
Podobno jednak gospodarka ma się świetnie, a płace w naszym kraju stale rosną?
- To, że płace rosną, jest jakimś mitem. Może i rośnie zatrudnienie, ale coraz częściej jest to zatrudnienie na umowę zlecenie czy inne luźne umowy.
Minister Kalata odwiedziła ostatnio Indie. Rozmawiała między innymi o zatrudnianiu Hindusów w Polsce. Czy jest to dobre rozwiązanie?
- Ten pomysł jest chory, tak jak i inne pomysły minister Kalaty. Ta pani, co jakiś czas, chce po prostu zabłysnąć, ale jej rozwiązania nie przynoszą żadnych efektów.
Co zrobić, aby zatrzymać pracowników w Polsce?
- To jest oczywiste. Natychmiast podnieść płace minimalną o 100 proc. Wzrost płac spowoduje też wzrost koniunktury w innych sektorach gospodarki. Szczególnie odczuje to rynek usług, na który obecnie mało kogo z naszych obywateli stać.
Robert Kiewlicz, Adam Sitosz