Miłość i seks z internetu?
Szczęście na jeden wieczór albo na całe życie. Romantyczki i wampirzyce, nieśmiali i prawdziwi twardziele. Polskie portale randkowe na Wyspach mają ofertę dla każdego. Prawie dla każdego.
27.06.2011 | aktual.: 27.06.2011 11:05
Niektóre dają nawet stuprocentową gwarancję powodzenia, cokolwiek miałoby to oznaczać. Tysiące chętnych do zawarcia znajomości, płci obojga i wszelkiego stanu. Cywilnego również. Zmęczone monotonią mężatki, panny z dziećmi szukające nowego tatusia, panny bez dzieci, które już nie chcą być pannami, kobiety po przejściach i bez przejść z nudnymi, bezbarwnymi życiorysami - całe tabuny osobowości przewijają się tu jak w kalejdoskopie.
Nie ma pewności czy na emigracji samotność doskwiera bardziej niż w kraju, ale gdy ma się dostęp do sieci, po co być samotnym. - Nie jestem typem faceta, który wyciągnie dziewczynę za rękę z baru na szybki seks. Nigdy nie przepadałem za imprezami z alkoholem i parami klejącymi się po kątach. Co z tego, że miałem wiele do powiedzenia, skoro nikt nie chciał słuchać Początkowo wszelkie tego rodzaju portale oraz chaty wydały mi się ludzkim rynsztokiem, pełnym zboczeńców i głupich małolat - przyznaje Mateusz, muzyk po 30-tce, w Londynie 7 lat.
Gdy z nudów wszedł na jeden z portali dość szybko zweryfikował swoje poglądy. Wcale nie było tam aż tylu dewiantów szukających ofiar, ani o panienek wystawiających się na sprzedaż. Były za to nieprzespane noce. - To wciąga. Niebezpiecznie, podstępnie, zdradliwie. Zatracasz poczucie realnego świata, który na tle internetowej orgii szarzeje i blaknie. Wsiąkasz w to bez reszty - przyznaje. Anonimowość ośmiela. W każdej chwili można się rozłączyć i zniknąć bez żadnych konsekwencji. Jak mówi, zdecydowana większość tych romansów zaczyna się w cyberprzestrzeni, tam trwa i tam się kończy.
Tylko pieniądze były w realu
Bywa jednak, że nie jest to zakończenie określane na Wyspach, jako happy end. Niedawno w polonijnej prasie opisywano przypadek Polki, którą portalowa znajomość kosztowała 10 tysięcy funtów. Swojego fatyganta, rzekomo Anglika i inżyniera nigdy "w realu" nie widziała. Na zdjęciach wydawał się niczego sobie. Niedługo po nawiązaniu znajomości John otrzymał intratny kontakt w Nigerii. Uczucie jednak nie osłabło i gorące wyznania płynęły z dalekiego Lagos.
Niestety, szczęście Johna zmącił wypadek samochodowy, w którym bardzo ucierpiał jego syn. Tarapaty finansowe musiały się przyplątać natychmiast - wiadomo, nieszczęścia chodzą parami. Nie mając żadnej bliskiej duszy na tym świecie, John zwrócił się do nieznanej ukochanej o symboliczne wsparcie - 10 tysięcy funtów. Wysłała bez mrugnięcia okiem.
Niestety, stan syna pogarszał się i potrzebne było kolejne pięć tysięcy. Dopiero wtedy Polce zapaliło się czerwone światełko. Na tym samy portalu, ale pod innym nickiem ponownie nawiązała z nim znajomość. Ta sama śpiewka - Anglik, inżynier, niebawem wyjeżdża na kontrakt... 26-letnia Barbara, sprawnie poruszająca się w towarzysko-randkowych obszarach cyberprzestrzeni, komentuje ten przypadek nieco cynicznie: - A jakie to ma znaczenie, że poznali się przez internet? Czy w epoce przedinternetowej nie było oszustów i naiwnych kobiet gotowych oddać oszczędności życia pierwszemu lepszemu chłystkowi?
Bez zahamowań, bez rytuałów
Polki i Polacy na Wyspach mają też imponujące możliwości szukania „drugiej połówki” wśród rozlicznych nacji zamieszkujących Wielką Brytanię. O ile pokonali już trudności językowe. Zdaniem Barbary, to także nie nowość, acz dzięki internetowi nieporównanie wzrosły możliwości. - W rzeczywistości przedinternetowej trzeba się było nieźle nagłowić, aby kogoś poznać, zaintrygować, poderwać. Do tego jeszcze, kobiecie nie wypadało wyjść z inicjatywą, a w Sieci naprawdę panuje równouprawnienie - docenia.
Dziś można jednocześnie prowadzić internetowe rozmowy z kilkoma, kilkunastoma osobami dziennie, a nawet jednocześnie. I każda może być innej narodowości. Można rozmawiać z niewyobrażalną ongiś swobodą. Dawniej dojście do tematyki seksu wymagało przebrnięcia przez wiele innych etapów rytuału godowego. Obecnie, internetowe rozmowy uchodzą za oryginalne, jeśli seksu nie dotyczą dłużej niż 10 minut. Jeśli nawet tylko jeden procent z nich kończy bezpośrednim zapoznaniem i "czymś więcej", to przy tej ilości daje wręcz oszałamiający wynik.
W towarzyskim supermarkecie
W 2008 roku, Główny Urząd Statystyczny prognozował, że w ciągu dwóch lat rozejdzie się ok. 60 tysięcy małżeństw, w których jedno z małżonków wyemigrowało. Czy te złowieszcze zapowiedzi ziściły się - nie wiadomo. Niewątpliwie, dla wielu małżeństw oraz par musiała być to ciężka próba. Niejednego oszołomiła nie tylko ilość oraz asortyment towarów w sklepach, ale również przebogaty wybór na półce z napisem "Znajomość, romans, seks". - To tak, jakbym po latach robienia zakupów w osiedlowym sklepiku ktoś nagle został wpuszczony do błyskającego neonami supermarketu - Mateusz lubi takie porównania.
Sam przeżył rozpad swojego wieloletniego związku - bo to zła kobieta była. On był święty, ale w Londynie trudno utrzymać nad głową aureolę. Stale nowe znajomości na portalach, forach, chatach. Doszła ciekawość egzotyki, której też nie brakuje. Po jakimś czasie przestał szukać usprawiedliwienia, acz wcześniej powtarzał sobie: "Przecież to tylko rozmowa z taką jedną. Przecież to tylko spotkanie na kawie z drugą. Przecież to tylko spacer po parku i niewinne pieszczoty z trzecią".
Przecież to tylko seks z czwartą, piątą, szóstą...
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy