Małgorzata i Tomasz Witakowie mieszkają w podkępińskiej miejscowości Nosale. Dwa lata temu, w styczniu urodził im się drugi syn. Przez pierwszych kilka tygodni dziecko rozwijało się normalnie. Dopiero w marcu okazało się, że ma poważne kłopoty ze zdrowiem. Badanie wykazało wodogłowie.
- Do czasu postawienia tamtej diagnozy Kacperek był siedem razy badany przez lekarza w przychodni, odwiedzały go pielęgniarki, trafił też do szpitala z zapaleniem płuc, wspomina matka. - Nikt wówczas nie zauważył, że dziecko cierpi na tak poważną chorobę. Chłopiec nie widzi, ma porażone wszystkie kończyny i spastyczne napięcie mięśni.
Konieczność stałej, kosztownej rehabilitacji jest jednym z argumentów w dążeniu do uzyskania odszkodowania. Zapłacić by je miała przychodnia w Bralinie i szpital w Kępnie, których pracownicy - zdaniem rodziców chłopca - w porę nie dostrzegli zagrożenia.
- Sprawa jest skomplikowana i może być długotrwała, mówi Anna Miklas, rzecznik Sądu Okręgowego. - Tym bardziej że wysokość odszkodowania, o jakie występuje rodzina chorego dziecka, jest wyjątkowo wysoka. Do tej pory nikt o taką sumę przed kaliskim sądem nie występował. (PAP)