PolskaMigalski: czarne chmury nad Arłukowiczem

Migalski: czarne chmury nad Arłukowiczem

"Gdyby Bartosz Arłukowicz nie poszedł na służbę do Platformy, dziś byłby liderem SLD" - uważa eurodeputowany Marek Migalski. Na blogu w serwisie salon24.pl pisze, że partia Arłukowicza "miałaby powyżej 15% poparcia społecznego, a on sam szykowałby się na funkcję premiera w przyszłym rządzie". Tymczasem - twierdzi Migalski, po wyznaniu "znam Bartka i go lubię" - dziś zbierają się nad Arłukowiczem czarne chmury. I to on będzie pierwszym ministrem, "których Donald Tusk rzuci na żer złaknionym krwi mediom".

Migalski: czarne chmury nad Arłukowiczem
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell

25.05.2012 | aktual.: 25.05.2012 17:49

"Los Arłukowicza powinien być przestrogą dla wszystkich tych, którym brak cierpliwości i na gwałt chcą zrobić szybką i łatwą karierę" - twierdzi Migalski. Jego zdaniem minister zdrowia "walczy jeszcze o życie, odwołuje szefa NFZ, robi jakieś ustawki w tabloidach, jeździ do rannych w wypadkach, ale tak naprawdę jest politycznie martwy". Powód? Zdaniem eurodeputowanego "uśmiercił się sam przechodząc na jesieni zeszłego roku do obozu PO".

Jak pisze Migalski, gdyby Arłukowicz nie przeszedł do PO, "byłby zapewne szefem nie tylko klubu SLD, ale jego jedyną nadzieją na odrodzenie". Zdaniem eurodeputowanego byłaby to nadzieja w pełni uzasadniona. Migalski przypomina, że Arłukowicz jest "młody, nie zgrany politycznie, świetnie czujący media, ofiara Grzegorza Napieralskiego". To wszystko - dodaje eurodeputowany - predysponuje go do funkcji lidera lewicy. Leszek Miller poniósłby "spektakularną klęskę" - dodaje Migalski - "gdyby chciał z Arłukowiczem walczyć".

Na tle Arłukowicza również Janusz Palikot wypadłby blado - twierdzi Migalski i uzasadnia: "ma wszystkie wady Bartka, ale ani jednej z jego zalet". "Sojusz byłby prawdopodobnie na dobrej drodze do przejmowania rozczarowanych wyborców Platformy i do zbliżania się do pułapu 20% w sondażach poparcia społecznego" - czytamy.

"Gdyby poczekał pół roku, gdyby nie było mu tak śpieszno do służbowego samochodu i stanowiska w rządzie, gdyby trochę pomęczył się z SLD-owskimi działaczami… Ale nie, on wolał łatwy i szybki lot do góry" - pisze politolog.

Dodaje, że w PO Arłukowicz nie zbudował pozycji. "Jak w wesołym miasteczku, po nagłym wystrzeleniu w górę, nastąpił oczekiwany i naturalny upadek" - pisze Migalski. I przewiduje, że premier łatwo pozbędzie się Arłukowicza. "Co miał, już spełnił - osłabił swoich kolegów z SLD w kampanii wyborczej (...) Więc przestał być potrzebny. Sam zgasił swoje światło, które w nim było i czasami jasno i ciekawie się jarzyło" - konkluduje Migalski.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (85)