PolskaMichalczewski: ukradli mój wizerunek!

Michalczewski: ukradli mój wizerunek!

Dariusz Michalczewski utrzymuje, że przez Cedat stracił mnóstwo pieniędzy, ponieważ inne firmy zerwały z nim rozmowy na reklamę swoich produktów - nie chciały, by w tym samym czasie reklamował produkowany przez Cedat Cekol. Dlatego szykuje się do kolejnego procesu, tym razem będzie żądał kilkumilionowego odszkodowania.

Michalczewski: ukradli mój wizerunek!
Źródło zdjęć: © Dziennik Bałtycki

23.05.2007 | aktual.: 23.05.2007 10:45

Michalczewski podpisał z Cedatem kontrakt reklamowy na dwa lata. W tym czasie firma mogła wykorzystywać wizerunek boksera nie tylko w reklamach telewizyjnych, ale także na banerach, billboardach, w reklamach prasowych i na gadżetach. Współpraca układała się dobrze - mówi Michalczewski. Kontrakt wygasł w końcu 2003 roku. Później bokser nie prowadził żadnych rozmów z Cedatem. Tymczasem w 2004 roku reklama, w której występował z Cekolem, nadal emitowana była w telewizji. Na początku 2004 roku dochodziły mnie słuchy, że w kilku miastach postać Darka z Cekolem pojawiła się na autobusach - mówi Tomasz Wolsztyniak, wspólnik i przyjaciel Michalczewskiego. Wkrótce zobaczyłem go w telewizji. Byłem zaskoczony. Wkrótce doszło do spotkania boksera z przedstawicielami Cedatu w gdańskiej siedzibie firmy. To, co usłyszał po chwili wprawiło go w takie zdumienie, że omal nie spadł z krzesła.

Szefowie spółki pokazali mu... drugą umowę, z której wynikało, że Dariusz Michalczewski nadal ma reklamować Cekol. Kontrakt podpisał bez zgody i pełnomocnictwa znajomy boksera, były dziennikarz Tomasz Sapichowski. Nigdy go nie zatrudniałem - zapewnia bokser. Kręcił się obok mnie, jak wielu innych ludzi. Jako dziennikarz przeprowadził ze mną kilka wywiadów. Wiem, że współpracował z Cedatem przy jakichś projektach, dlatego go znali. Kontrakt, który Sapichowski podpisał, opiewał na... 300 tysięcy złotych. Gdzie się podziały te pieniądze, nie wiadomo, bo na konto Michalczewskiego nie wpłynęła z tego nawet złotówka.

Podczas spotkania Darek zapytał szefów Cedatu, na jakiej podstawie podpisali kontrakt z Sapichowskim. Odpowiedzieli, że miał moje pełnomocnictwo na piśmie - opowiada champion. Zażądałem by mi je pokazali, ale odmówili. Umowy i kontrakty zawsze podpisuję osobiście. Kiedy przedstawiciele Cedatu zapytali Darka, czego - w tej sytuacji - od nich oczekuje, ten odparł, że 600 tys. zł. Dałem im szansę wyjścia z tego z twarzą. Za połowę tej sumy mieli wyremontować któryś z gdańskich domów dziecka, ale odmówili. Usłyszałem od nich, że mogę iść do sądu. Michalczewski napisał do stacji telewizyjnych, by zaprzestały emisji nielegalnej reklamówki. Na początku odmówili, ale jakiś czas potem przestali ją puszczać - przypomina sobie bokser. Prawnicy boksera pokusili się o przeprowadzenie monitoringu. Od stycznia do grudnia 2004 roku, w telewizji TVN i TVN Siedem, film, w którym Michalczewski reklamuje Cekol, wyemitowano... 198 razy.

Przed gdańskim Sądem Okręgowym odbyła się druga rozprawa w procesie "Michalczewski przeciwko Cedat". Miał na niej zeznawać Tomasz Sapichowski, ale się nie pojawił. Nie odbiera sądowych wezwań. Nikt nie wie, gdzie teraz przebywa.

To nie pierwsze problemy z reklamą Cekolu. W 2002 roku BMG Poland razem z Warner Chappell Music Poland zażądali 100 tys. dol. zapłaty za muzykę, która - jak twierdzili - jest ich własnością. Wykorzystana w reklamie Cekolu melodia przypominała muzykę z filmu "Rocky". Obie firmy są właścicielami po połowie praw do muzyki z "Rocky’ego". Sprawa zakończyła się porozumieniem. Obyło się bez interwencji sądu - twierdzi Lucyna Felecka z BMG Music Publishing.

Podobne - jak Michalczewski - doświadczenie ma na swoim koncie Daniel Olbrychski, który w 2003 roku wygrał proces z firmą Finlandia Polska (wcześniej United Distillers). Żądał 50 tys. zł odszkodowania. Spółka bez zgody aktora wykorzystała jego wizerunek i nazwisko do reklamowania koniaku Hennessy w "Playboyu". W 1996 r. Olbrychski był honorowym patronem konkursu gastronomicznego Hennessy. Z tej okazji zgodził się na wywiad o swoim stylu życia. Znalazły się w nim wzmianki o koniaku oraz zdjęcia. Potem w "Zwierciadle", "Sukcesie" i "Playboyu" ukazały się krótkie teksty opatrzone zdjęciem aktora oraz logo i butelką koniaku. Spółka tłumaczyła, że Olbrychski wiedział, w jaki sposób będą wykorzystane jego wypowiedzi i zdjęcia. Podobno dostał za to nawet wynagrodzenie - 2 tys. zł. Aktor odpierał, że nie miał wówczas na myśli reklamy, bo gdyby się na nią zgodził, to zainkasowałby pół miliona dolarów.

Dariusz Janowski, Marcin Kamiński

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)