Martyna Wojciechowska nie poddaje się
Martyna Wojciechowska postawiła się lekarzom. Wbrew ich zaleceniom
zrzuciła ortopedyczny gorset. Nie rozstawała się z nim od czasu wypadku
samochodowego w Islandii, któremu uległa cztery miesiące temu. Z
przeszywającym bólem pleców, wspomagając się lekami, które tylko trochę go
uśmierzają, bohatersko powróciła do pracy.
28.02.2005 06:56
Właśnie trwają nagrania do drugiej edycji "Dzieciaków z klasą". Przez prawie sześć godzin dziennie Martyna znosi stanie na baczność. Jest jej ciężko, ale nie traci hartu ducha.
- Lekarze twierdzą, że nie powinnam zrzucać gorsetu i wracać do pracy ale moje zdrowie psychiczne jest równie ważne, co fizyczne - tłumaczy swoją decyzję Martyna. - Cztery miesiące siedzenia w domu, po tak intensywnym życiu, jakie przedtem prowadziłam, było ponad moje możliwości. Nagranie programu zaczyna się o 11 rano. Martyna już godzinę wcześniej jest gotowa - ubrana i umalowana.
Efektowne, odsłaniające dekolt ubranie, ujawnia prawdę: Martyna zdjęła ciężki, toporny gorset. Rozpoczyna się nagranie. Kamery ruszają. Zgodnie ze scenariuszem Martyna ma zejść po schodach i podejść do swojego stanowiska. Ma do pokonania kilka schodów i sześć metrów. W każdy krok wkłada wiele wysiłku. Stawia je bardzo ostrożnie. Odruchowo, bacząc, by kręgosłup nie ucierpiał, usztywnia plecy. Pech chce, że konieczny jest dubel. Choć prezenterka nie narzeka, a uśmiech nie schodzi z jej twarzy, widać, że cierpi.
A teraz to, co najgorsze. Przez kilka godzin nagrania Martyna powinna stać. Tak zaprojektowano dekorację, ale to najtrudniejsza do zniesienia dla niej pozycja. Po pewnym czasie plecy już nie wytrzymują. Martyna siada na wysokim krześle. Ta pozycja przynosi pewną ulgę. To też jednak jest męczące.
Prawie każdą, nawet kilkuminutową przerwę Martyna spędza na małej kanapie, którą specjalnie dla niej postawiono za dekoracją. To chwilowy odpoczynek dla pleców, ale zaraz znowu musi wracać na plan. - Wiem, że dla mojego zdrowia to nie jest rozsądne. Wiem, że nie wolno mi robić wielu rzeczy, na przykład obracać się, wykonywać gwałtownych ruchów, ale sama przed sobą chcę udowodnić, że potrafię.
Gdy tylko nagranie się kończy, Martyna przebiera się i zakłada ciężką, ortopedyczną konstrukcję, dzięki której powraca do zdrowia. - Przede mną jeszcze dwa miesiące w gorsecie - żali się, ale niebawem i tak jadę na nagranie "Misji Martyna" do Kenii. A po powrocie będę się dopiero kurować w Ciechocinku. Martyna wierzy, że jeszcze w tym roku odzyska utraconą sprawność.
Ewa Wąsikowska-Tomczyńska