Martyna Wojciechowska na dachu świata
Martyna Wojciechowska wkrótce rozpocznie
ostatni etap wspinaczki na Mount Everest. Przed morderczą wyprawą
zbiera siły w bazie na wysokości 5400 m n.p.m. "Super Expressowi"
opowiada, jak wygląda jej życie w Himalajach.
06.05.2006 | aktual.: 06.05.2006 02:48
Na pierwszy rzut oka baza pod górą gór wygląda jak normalny kemping. Himalaiści śpią w namiotach po dwie osoby. Jest kuchnia, prysznic, a jednak nic nie jest takie, jak na nizinach. Prysznic to tak naprawdę miska, do której się wchodzi i polewa wodą z kubeczka. Jest to uciążliwe, dlatego Martyna i jej koledzy z ekipy kąpią się raz w tygodniu. W pozostałe dni dbają o higienę, przemywając się wilgotnymi chusteczkami.
Toaleta to dziura wykopana w skałach, na której stoi niebieska beczka. Jak się wypełni po brzegi, to tragarz wynosi ją z obozu. Pranie to kolejna skomplikowana operacja, bo woda błyskawicznie zamarza w misce. Trzeba się nieźle namęczyć, by wyprać parę przepoconych skarpet.
Posiłki przygotowuje Pasang, nepalski szef obozu. Polscy himalaiści jedzą głównie makaron i ryż. Uwielbiają dalbat (ryż z odrobiną mięsa) oraz mo-mo, czyli pierożki nepalskie z jarzynami. - Zjadłabym schabowego mojej mamy z kapustą zasmażaną, umyłabym głowę jak człowiek i posiedziała na tarasie w słońcu, zdradza rozmarzona Martyna.