Makabryczna balanga
Mrożący krew w żyłach przebieg miała prywatka, która w nocy z soboty na niedzielę odbywała się w mieszkaniu na czwartym piętrze kamienicy przy al. 1 Maja w Łodzi. Jej odgłosy tak bardzo dały się we znaki mieszkańcom, że jeden z nich, mieszkający na trzecim piętrze 60-letni mężczyzna, zdecydował się wezwać policję.
07.06.2004 | aktual.: 07.06.2004 12:27
W odwecie uczestnicy balangi najpierw zniszczyli mu samochód, a później tak mocno pobili, że w stanie krytycznym trafił na oddział neurochirurgii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Zgierzu.
Trzej młodzi mężczyźni i ich dwie znajome, alkoholem raczyli się od soboty wieczorem.
– Przez okno leciały puste butelki, słychać było potworne wrzaski, tupanie i głośną muzykę. Gdy z mężem próbowaliśmy uspokoić balangowiczów, posypały się groźby – opowiada żona 60-latka.
Przed północą mężczyzna wezwał policję. Wizyta mundurowych nic nie dała. Gdy policjanci odjechali, podchmieleni mężczyźni wybiegli na ulicę i zaczęli demolować małego fiata należącego do 60-letniego ochroniarza.
– Mąż przez okno zauważył, co oni wyprawiają z naszym autem. Wziął pistolet gazowy i tak jak stał, w kapciach i piżamie, wybiegł na dwór – kontynuuje relację kobieta.
Napastnicy rzucili się do ucieczki. Biegli ul. Pogonowskiego. Mężczyzna ruszył za nimi.
– Po chwili usłyszałam kilka wystrzałów. Na ul. Legionów doszło do bójki. Mężczyźni bili sąsiada pięściami po głowie i, gdy upadł na jezdnię, zaczęli go kopać – mówi młoda kobieta, która była świadkiem zajścia.
Napastnicy zabrali broń swojej ofierze. Prawdopodobnie strzelali też do niego z pistoletu. Ktoś z okolicznych mieszkańców wezwał pogotowie ratunkowe.
– Ranny trafił do nas w stanie ciężkim. Na twarzy miał odciśnięty protektor buta. Został natychmiast zoperowany. Usunięto mu krwiak śródmózgowy. Nadal jest jednak nieprzytomny – mówi dr Halina Zabłowska, lekarz dyżurny na oddziale neurochirurgii Wojewódzkiego Szpitala Specjalitycznego w Zgierzu.
Policyjni wywiadowcy szybko ustalili, gdzie odbywała się prywatka. Próbowali wejść do mieszkania. Jeden z mężczyzn zabarykadował się jednak i nie chciał ich wpuścić do środka. Policjanci poprosili o pomoc straż pożarną. Przy pomocy podnośnika zamontowanego na wozie strażackim dostali się na balkon i weszli do mieszkania. 30-latek został zatrzymany. Roztrzaskany pistolet należący do ofiary odnalazł na ul. Pogonowskiego młody mężczyzna, który wyszedł na spacer z psem. Policja ustaliła, że ochroniarz miał zezwolenie na broń.
– Zatrzymaliśmy pięć osób w wieku 27 – 30 lat. Wśród nich są dwie kobiety. Trwa wyjaśnianie okoliczności sprawy – mówi nadkom. Dariusz Krawczyk, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
Na polecenie komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi, komendant miejski ma wyjaśnić, czy policjanci podczas pierwszej interwencji nie popełnili błędów.
Express Ilustrowany