Maciej D.Elegat
Dlaczego Maciej D. znalazł się w składzie trzyosobowej delegacji rządowej jadącej za granicę - pyta dzisiejsza "Gazeta Wyborcza". Bo wszyscy byli przekonani, że jest przedstawicielem amerykańskiego koncernu.
11.09.2003 | aktual.: 11.09.2003 07:07
W marcu Maciej D., biznesmen ze Śląska, i jego koledzy z firmy Invex zostali zatrzymani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Prokuratura zarzuciła im płatną protekcję.
Maciej D., powołując się na wiceministra Andrzeja Szarawarskiego, miał oferować amerykańskiemu koncernowi USSteel zwycięstwo w przetargu na Polskie Huty Stali. Chciał łapówki w wysokości 30 mln zł. Ale zamiast zapłacić 30 mln, czyli niecałe 8 mln dol., Amerykanie powiadomili ministra skarbu, a ten zawiadomił prokuraturę - opisuje "Gazeta".
W komentarzu "Gazety" publicystka Dominika Wielowieyska zastanawia się, co wiceminister skarbu ma wspólnego z tą aferą.
Nie mamy niezbitych dowodów na to, że Szarawarski działał w porozumieniu z Maciejem D. Ale nawet jeśli nie, to i tak ta historia dyskredytuje go jako urzędnika państwowego - pisze Wielowieyska. Pokazuje, że nie był w stanie zapewnić przejrzystej prywatyzacji hut. To skandal, by w rozmowach z inwestorami brały udział osoby, które nie wiadomo kogo reprezentują. Trudno zrozumieć, dlaczego premier i minister skarbu nie są w stanie tego dostrzec - pisze autorka komentarza.