ŚwiatŁukaszenka: nie oddamy Białorusi!

Łukaszenka: nie oddamy Białorusi!

Dopóki żyjemy, nikomu nie mamy prawa oddać
Białorusi - oświadczył w piątek prezydent Aleksander Łukaszenka,
zamykając III Ogólnobiałoruski Zjazd Ludowy. Ocenił, że Białoruś
nie ma innej drogi, niż realizować przyjęte na zjeździe plany.

Łukaszenka: nie oddamy Białorusi!
Źródło zdjęć: © AFP

Delegaci w drugim dniu obrad zatwierdzili program rozwoju społeczno-gospodarczego na lata 2006-2010, przewidujący wzrost wszystkich wskaźników ekonomicznych o połowę, w tym PKB i płac. Łukaszenka ocenił, że są to bardzo ambitne plany. Jesteśmy w stanie je nawet przekroczyć wbrew siłom, które także dzisiaj nie mogą się uspokoić - oświadczył.

Zapowiedział, że w kraju nadal będą regulowane ceny, a ich wzrost będzie nieznaczny, bo inflacja powinna być obniżona do 5%. Obiecał, że opłaty komunalne nie będą rosły więcej niż 5 dolarów rocznie. Zaakcentował, że do końca pięciolatki wszyscy będą zarabiać co najmniej tyle, ile obecnie wynosi średnie wynagrodzenie, czyli 250 dolarów, a średnia płaca wzrośnie do 500 dolarów. Powiedział, że władze są gotowe rozpatrywać korzystne projekty inwestycyjne, w tym zagraniczne, ale przypomniał, że "zagranicznych pieniędzy za darmo nikt nie daje".

Łukaszenka ocenił, że zwołany przez niego I Zjazd Ludowy w 1996 roku zapobiegł wybuchowi na Białorusi wojny domowej, a sama instytucja zjazdów to najwyższa forma demokracji, a nie zgromadzenia zwoływane dla jednego człowieka.

Oświadczył, że nie jeździ do Europy, bo był już wszędzie, kiedy go jeszcze przyjmowali, a poza tym nie chce się wdzięczyć. Dodał, że kiedyś we wszystkich krajach Europy przyjmowali prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmę - "i co z tego wynikło?".

Łukaszenka rozprawiał się też z personalnymi zarzutami ze strony opozycyjnego kandydata na prezydenta Alaksandra Kazulina, który wypomniał prezydentowi, że od lat nie żyje z żoną, tylko z kochanką. Próbował też mówić o wybrykach synów prezydenta, ale wycięto ten fragment z wyborczego wystąpienia telewizyjnego.

Biedna byłaby ta kobieta, nawet top modelka, która żyłaby z prezydentem Białorusi. Bo ja prócz tego kraju i tej wyczerpującej, dzikiej pracy praktycznie nic nie mam - żalił się Łukaszenka. Skarżył się, że żyje w izolacji z powodu "ciągłego nacisku i codziennych zagrożeń", a w jego życiu "nie ma nic ludzkiego, bo prezydent nigdy nie bywa sam, chyba że w swojej sypialni". Zapewnił, że swych synów trzyma żelazną ręką. Słyszeliście choć raz o skandalach z udziałem dzieci prezydenta? Nigdy - oznajmił.

W odpowiedzi na zarzuty Kazulina prezydent tłumaczył też, na co poszły pieniądze ze sprzedaży broni. Według niego, były to jedynie dochody ze sprzedaży sprzętu pozostałego po ZSRR i przeznaczono je w połowie na wyposażenie armii, a w połowie na budowę obiektów socjalnych.

Nie przebierając w słowach Łukaszenka zaatakował Kazulina i drugiego opozycyjnego kandydata Alaksandra Milinkiewicza, którego nie wymienił z nazwiska. Oznajmił, że w czwartek w nocy otrzymał list od Kazulina, który obiecywał uznać jego zwycięstwo, jeśli dostanie stanowisko premiera, a Milinkiewiczowi zostanie przyznanych w wyborach tylko kilka procent głosów.

Mówię wam, gońcie tego drania, żeby nie było dla niego miejsca na Białorusi. Oni walczą między sobą - o pieniądze, o wpływy, o to, kto będzie liderem tzw. opozycji. Naród nie zasłużył nawet ze strony tych popaprańców na takie traktowanie - oświadczył prezydent.

Odpowiadając na wątpliwości, dlaczego pozwala na puszczanie wystąpień Kazulina w telewizji, Łukaszenka oznajmił: Jakbym mu zabronił mówić w telewizji, to byście nie wiedzieli, że to debil.

Bożena Kuzawińska

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)