Lodu nie było
Nie było żadnego oblodzenia. Mam nalatane 3000 godzin, wiem, co to oblodzenie i wiem, co teraz mówię - powiedział w wywiadzie dla "Trybuny" pilot rządowego śmigłowca Mi-8 mjr Marek Miłosz, najciężej ranny, z urazami kręgosłupa i czaszki.
18.12.2003 | aktual.: 18.12.2003 06:51
"Gazeta Wyborcza" z 16 grudnia napisała, że "pilot nie włączył instalacji antyoblodzeniowej, a do oblodzenia doszło podczas lotu tak szybko, że nie zadziałała instalacja automatyczna".
"Jeśli nie włączyłbym instalacji przeciwoblodzeniowej, to nie można mówić, że instalacja automatyczna nie zdążyła zadziałać. Nie zadziałałaby, bo byłaby niewłączona. Ten, kto to pisał, nic nie wie o procedurach obowiązujących pilota śmigłowca. Nie można nie włączyć instalacji przeciwoblodzeniowej na śledzenie nie włączając podgrzewania odbiorników ciśnień powietrza. To z kolei nie jest możliwe bez włączenia tzw. AZS-u, czyli Automatycznego Zabezpieczenia Systemu. Ponieważ podgrzewanie odbiorników ciśnień było włączone, był także włączony system przeciwoblodzeniowy" - oświadczył w wywiadzie mjr Miłosz.
Dodał, że to wszystko jest na jednej szynie i cała procedura jest ze sobą ściśle powiązana. "Nie można włączyć jednego, jeśli nie jest włączone drugie. Oprócz tego są czujniki zewnętrzne, które pracują równolegle z systemem automatycznym. One niejako dodatkowo informują pilota, że coś na zewnątrz się dzieje. Mruga wtedy duża, czerwona lampka na wprost głowy pilota. Musi on zareagować i włączyć system wspomagania instalacji automatycznej. Nie sposób tej lampki nie zauważyć" - wyjaśnił pilot rządowego śmigłowca Mi- 8.
Więcej: Trybuna - Lodu nie było