Lekarstwo czy trucizna?
Tabletki na serce, antykoncepcyjne,
antybiotyki - do wyboru, do koloru. Bez recepty i o połowę taniej
niż w aptekach. Bazarowi handlarze dołożą do nich jeszcze "poradę
lekarską" gratis - pisze "Gazeta Wyborcza".
05.08.2004 | aktual.: 05.08.2004 05:57
Popyt jest tak duży, że niektórzy sprzedawcy wyspecjalizowali się w konkretnych dolegliwościach. U jednych można kupić antybiotyki na zapalenie płuc, ale po ketonal czy tabletki nasenne pokierują już do innego stoiska. Jak się zrobi słabo, to wziąć tabletkę pod język i przejdzie. To jest taki validol, na serce - łamaną polszczyzną zapewnia kobieta przy jednym ze stoisk. Handluje kremem do rąk, lepem na muchy i białymi pastylkami w zielonym opakowaniu. Nie można odczytać na nich daty ważności, nie ma żadnej ulotki informacyjnej - czytamy w gazecie.
Na innych stolikach też leżą tabletki, maści, syropy. No otwarte, ale tylko jednej tabletki nie ma. I tak całego się nie zje - zapewnia młoda kobieta, wyciągając duomox z pudełka po kremie do twarzy. Każdy handlarz uważa się za lekarza. Problemy ze snem? Już nie ma problemu! Tableteczka i spanie do rana! - zachwala wysoki brunet małe żółte pastylki. Kosztują złotówkę - opisuje gazeta.
Każdy lek, którego nie kupiliśmy w aptece, jest trucizną - twierdzi Wojciech Giermaziak, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej. Choć nielegalny handel lekami kwitnie na wszystkich targowiskach, nie są prowadzone żadne statystyki, które pozwalałyby ocenić skalę tego procederu. Nie wiadomo też, kto miałyby ścigać i karać bazarowych handlarzy lekami. Tymczasem na oddziały detoksykacyjne i toksykologiczne w Warszawie trafiają już pacjenci, którzy zażywali przeterminowane leki kupione na bazarach.