Kwiaty wróciły do "Kulczyka"
Do Sejmu trafił bukiet kwiatów, do którego dołączono kartkę z napisem: Jan Kulczyk. Kwiaty były przeznaczone dla marszałka Sejmu Włodzimierza Cimoszewicza. Jak powiedział dziennikarzom Cimoszewicz, nie oczekiwał kwiatów od Kulczyka i zostały odesłane.
Jak informowali mnie moi współpracownicy, zaobserwowano następującą sytuację: jakaś pani szła z bukietem kwiatów, gdzie ostentacyjnie wielkimi literami zrobiono napis: Jan Kulczyk. A za nią szedł dziennikarz jednego z tabloidów - opisywał Cimoszewicz.
Według niego to próba stwarzania fałszywych sytuacji, które potem byłyby wykorzystywane przeciwko niemu. Proszę zapytać pana Kulczyka, czy wysyłał mi jakiekolwiek kwiaty, w moim odczuciu jest to rodzaj prowokacji - ocenił marszałek.
Co pański współpracownik pan Dąbrowski robił w Sheratonie z panem Kulczykiem? - zapytał jeden z dziennikarzy podczas otwarcia siedziby sztabu wyborczego Cimoszewicza w Warszawie. Nie wiem, o kim pan mówi. O jakim Dąbrowskim pan mówi? - pytał Cimoszewicz.
Zapytał szefową swojego sztabu wyborczego Katarzynę Piekarską, czy w sztabie jest jakiś Dąbrowski. Przynajmniej nie w sztabie, w którym ja jestem przewodniczącą - odpowiedziała. Zanim zada pan publicznie pytanie, niech pan weryfikuje informacje. Apeluję do wszystkich o grę fair - zaznaczył Cimoszewicz.
Jeżeli są powody do stawiania mi jakichkolwiek zarzutów, to proszę o tym śmiało mówić, natomiast proszę nie stwarzać fikcyjnych sytuacji i proszę nie próbować wyciągać z tego jakichś politycznych konsekwencji - dodał marszałek.