PolskaKrwawy rajd nożowników

Krwawy rajd nożowników

"Odp... mi" - taką odpowiedź usłyszał młodszy aspirant Zbigniew Wośko, zastępca naczelnika wydziału kryminalnego Komisariatu VI KM Policji w Łodzi. Padła ona z ust Pawła G., dwudziestolatka wychowanego na ul. Senatorskiej. Tymi słowami skwitował krew, którą ma na rękach. On i jego kompan, 21-letni Wojciech P., urządzili sobie polowanie na przypadkowych przechodniów. Dopadli czworo niewinnych ludzi. Od ciosów zadanych kuchennym nożem zginęła jedna osoba, a trzy zostały ranne, w tym dwie ciężko.

Krwawy rajd nożowników
Źródło zdjęć: © Express Ilustrowany

16.10.2009 | aktual.: 16.10.2009 10:27

Gdy wyschła butelka...

Choć minął tydzień od krwawej wyprawy obu bandytów, wciąż głośno o niej nie tylko w Łodzi. Czterdzieści minut po północy z czwartku na piątek, policjant zatrzymał Pawła G. Wracał z pogotowia z zabandażowaną prawą ręką do mieszkania kolegi przy ul. Rojnej 10. Skaleczył się, zadając trzy ciosy nożem ostatniej ofierze. Jego wspólnik wpadł kilka godzin późnej. Obaj trafili do aresztu. Pierwszemu grozi dożywocie, drugiemu 12 lat więzienia za współudział w rozbojach.

Ale bandycki duet wyruszył na łowy znacznie wcześniej, około godz. 18. Prawdopodobnie wtedy zobaczyli dno w ostatniej butelce wódki i postanowili zdobyć pieniądze na dalsze bankietowanie. Paweł G. wziął nóż i z kompanem ruszył na rozbój.

Najpierw około 18.40 na ul. Łowickiej przy Przybyszewskiego sterroryzowali 34-latka. Paweł G. zranił go w szyję, a Wojciech P. wyrwał mężczyźnie reklamówkę. Łup był mizerny - zaledwie 10 zł, więc ruszyli w zapadające ciemności po następną zdobycz. Kolejną ofiarę, 36-letniego Ormianina, zaskoczyli o godz. 19. Kiedy wysiadał z fiata tipo przed garażem przy ul. Milionowej 27a, Paweł G. kilkakrotnie wbił nóż w jego brzuch. Auta nie ukradli, bo spłoszył ich rodak zaatakowanego mężczyzny. Rany okazały się śmiertelne.

- Ludzie mówią, że ten Ormianin dostał trzy razy nożem - opowiada Jerzy Spyra, lokator pobliskiego bloku. - No i jeszcze mówią, że teraz trzeba uważać, bo włóczą się tu zbiry gotowe zadźgać za parę groszy. O, widzicie! Jeszcze widno, a ja tu jeden z psem chodzę...

Cud, że żyję

Niepowodzenie tylko rozjuszyło pijanych bandziorów. W szpitalu im. Kopernika leży ich kolejna ofiara, 60-letni pan Czesław. Ma poważnie uszkodzone jelito grube, przeszedł już dwie operacje. Został zaatakowany o godz. 19.30 przy przystanku autobusowym na skrzyżowaniu ul. Tymienieckiego i Kilińskiego. Paweł G. zadawał ciosy nożem, a jego pomagier zajął się łupem - plastikowym pojemnikiem z wiertłami.

Pana Czesława denerwują pytania o samopoczucie. -To cud, że żyję - mówi, odsuwając piżamę i pokazując ciało pokryte zsiniałymi ranami po nożu i pooperacyjnymi szwami. I dodaje: nie chcę sławy, bo mogę mieć kłopoty, jak wyjdę do domu.

Bandyci mają kolegów...

Ostatnia ofiara tego strasznego czwartku to 53-letnia pani Maria. W ubiegły wtorek opuściła szpital im. Kopernika. Ale z traumy szybko nie wyjdzie. Wyznała na odchodnym pielęgniarkom, że się boi, bo złapani bandyci mają kolegów.

Wściekły atak przypuścili na nią Paweł G. i Wojciech P., gdy po pracy i odwiedzinach u chorego krewniaka, około godz. 21.40, zbliżała się do swego domu przy ul. Grota-Roweckiego. Z zamyślenia wyrwał ją syk: "Cicho, suko". Poczuła, jak ktoś przykłada jej do gardła ostry przedmiot. Uratowała ją stójka przy kurtce, którą się opatuliła, bo wieczór był zimny. Drugi z napastników wyrwał jej z dłoni plastikową reklamówkę z golarką w środku. Odruchowo przycisnęła do piersi obiema rękami torebkę z dokumentami. Upadła i na moment straciła świadomość. Gdy się ocknęła, zobaczyła, że nie ma jednego buta. Leżał obok, razem z komórką, która wypadła z rozerwanej torebki. Rozdygotanej kobiecie pomogli dwaj uczniowie pobliskiej szkoły. Dopiero wtedy poczuła, że po jej plecach cieknie coś ciepłego. To była krew. Krzyk przerażonej pani Marii zaalarmował sąsiadów z bloku. Zawiadomili natychmiast jej córkę, zjawił się też policjant patrolujący okolicę, wezwano pogotowie.

- Paweł G. zadał jej kilka ciosów nożem w plecy - zagląda do notatek mł. aspirant Zbigniew Wośko. - Furia, z jaką zaatakowali tę kobietę, wskazuje, że bandyci nakręcali się z napadu na napad. Takiego seryjnego rozboju nie pamiętam, a jestem policjantem od siedemnastu lat.

Bandyci mogą być wszędzie

Krwawy rajd nożowników zakończył się w sądowym areszcie. Przede wszystkim dzięki policjantowi, który widząc w środku nocy podejrzanego typa z obandażowaną ręką błyskawicznie skojarzył go z serią rozbojów, o których już wiedział. Paweł G., zabójca Ormianina i bezpośredni sprawca poranienia trzech osób, w ubiegłym roku trafił do aresztu także za rozbój.

Stwierdzenie tego recydywisty: "odp... mi", jest w gruncie rzeczy przestrogą dla wszystkich. Przecież przy stole każdej łódzkiej meliny, na którym zabraknie wódki, może uroić się podobny plan. Nie od dziś wiadomo, że w łódzkich ciemnych zaułkach nie należy bywać po zmroku. Czwartkowy atak uzbrojonych bandytów na czworo zwykłych przechodniów rozszerza tę strefę zagrożenia również na oświetlone osiedlowe uliczki, przystanki i parki.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (295)